Najbardziej zastanawiający jest w tych ludziach brak wątpliwości i jakichkolwiek ukrytych intencji stojących za ich wiarą.Dziewięć jakże różnych postaci przedstawionych przez Williama Dalrymple’a, dziewięć wiar, zestawu przekonań i sposobu wyrażania swojej religijności, ale jednak w żadnym wypadku nie natrafimy na drugie dno, na drugą twarz danego człowieka, w której można by odkryć, że wyznawana wiara jest powierzchowna i kierowana interesownością. Absolutna szczerość tej wiary – a ma ona najróżniejsze oblicza – czyni z niej osłonę, która uodparnia wyznawców na oceny i wpływy świata oraz własne smutki czy wahania charakteru. Ludzie, których opisuje Dalrymple, posiedli pewność absolutną.
Co nie znaczy, że stali się fanatykami religijnymi, odpychającymi dla ludzi myślących racjonalnie. Pomijając dwa czy trzy przypadki, ich przekonania budzą nawet sympatię. Są powołaniem, rodzajem talentu, którego należy używać; służbą innym ludziom; ostoją w nieszczęśliwym życiu. Inne u każdej z tych osób – reportaż Dalrymple’a pozwala domyślać się nieogarnionej panoramy wierzeń Indii, w której prawdopodobnie każdy mógłby znaleźć to jedyne, odpowiednie tylko dla niego.
Mamy tu bowiem: mniszkę, która wybrała drogę powolnej śmierci, oszczędzając jednocześnie nawet niewidzialne żyjątka. Kobietę żyjącą wśród czaszek i świętą prostytutkę. Tancerza zmieniającego się w boga i człowieka stwarzającego boga z materii. Mnicha tybetańskiego, który pokutuje za zabijanie chińskich żołnierzy podczas inwazji na Tybet.
Ludzi tych nie łączy nic oprócz wspomnianej już absolutnej pewności swojej wiary. Ich życiorysy są fascynujące, z logiką zupełnie obcą człowiekowi Zachodu, a mimo to nie niemożliwą do pojęcia. Trudno jest zrozumieć profesję „boga na pół etatu”, który, tańcząc, otrzymuje cześć od samych braminów i zaufanie ludu przychodzącego doń z prośbą o radę – a poza „sezonem” wraca do codzienności pogardzanego przez wszystkich strażnika więziennego ledwie wiążącego koniec z końcem. Wydaje się to być absurdalne, ale autorowi Dziewięciu żywotów, dzięki dogłębnej znajomości kultury i historii Indii oraz umiejętności cierpliwego towarzyszenia swoim rozmówcom, udaje się przedstawić ich motywy w sposób dla nas najbardziej akceptowalny.
Przedstawione tu życiorysy są tylko przedsionkiem niesamowitego bogactwa Indii, ale ta zapewne niewielka część hinduskiej kultury jest opisana w sposób bardzo solidny, poparty wiedzą historyka i wieloletnim doświadczeniem zebranym w tych rejonach.Dzięki temu narracja wykracza poza ramy pojedynczych życiorysów, by kreślić obraz skomplikowanej, trójkątnej relacji między hinduizmem, islamem sufickim - wyrażającym się poprzez taniec, śpiew i poezję – oraz stojącej do niego w opozycji islamskiej ortodoksji. Ten konflikt w samym łonie islamu pokazuje, jak niejednorodna i mało dla nas znana jest ta religia, i jak wiele można rozumieć poprzez „islam” – religijne uniesienia i głoszenie miłości z jednej strony, ścieżkę Proroka, surowość wahhabitów (szczególnie w Pakistanie rosnących w siłę) – z drugiej. Oglądamy niemal nietkniętą przez bieg dziejów tamilską cywilizację hinduską, poznajemy tradycję oralną, w której zapisana jest ogromna część kultury Indii, a za chwilę – wpływ Internetu, który tak jak wszędzie
indziej przerywa ciągłość tradycji, ciągłość dziedziczenia, zamiatając kluczowe dotąd zajęcia i wyobrażenia na śmietnik przeszłości. Dla jednych ważny jest erotyzm, zmysłowość, piękno ludzkiego ciała, inni – a raczej inne – wyrywają sobie na drodze do ascezy własnoręcznie wszystkie włosy.
Dalrymple przedstawia mikrokosmosy, gdzie ludzie współistnieją z bogami jak z przyjaciółmi, bliskimi, obrońcami. Ich bezkrytyczne oddanie bogom jest poruszające; wynika ono właśnie z tego namacalnego poczucia bliskości, konkretnego wrażenia bycia pod czyjąś opieką. Specyficzne spojrzenie na świat każdego z tych ludzi, ich moralne kompasy i wyznawane wartości – czasami dziwne – inspirują i skłaniają do rozmyślań, często do polemiki. I do zadania sobie pytania: kto kogo utrzymuje przy życiu? Czy bogowie – ludzi, dając im wsparcie, schronienie i siłę szczególnie w tragicznych okolicznościach, czy raczej ludzie – bogów, tworząc ich, sławiąc i nie pozwalając umrzeć na zapomnienie?