"Lucky Luke. Na tropie Daltonów": W roli głównej najlepszy przyjaciel człowieka [RECENZJA]
Czterej bracia uciekają z więzienia, Lucky Luke ich ściga i wsadza z powrotem za kratki – tak można by streścić fabułę wielu albumów z serii o dzielnym kowboju. Czy ma więc sens czytanie kolejnej tego typu historii? Zdecydowanie tak, jeśli chodzi o „Na tropie Daltonów”, bo tutaj nie tylko są tu pewne modyfikacje w znanym schemacie, ale przede wszystkim całość jest po prostu przezabawna.
Początkowe kadry pozwalają nam zrozumieć, jakim cudem Daltonom udaje się tak często uciekać. Otóż strażnicy zwyczajnie zaniedbują swoje obowiązki, bo uważają, że czarną robotę za nich wykona Bzik! Tymczasem pies jest zupełnie nieświadomy ciążącej na nim odpowiedzialności, a te sprzyjające okoliczności bez trudu wykorzystują Daltonowie (no dobrze, nawet w tym przypadku pewne problemy ma najmniej rozgarnięty Averell).
W momencie, kiedy oczekujemy, aby tropem uciekinierów podążył jak zwykle Lucky Luke, czeka na nas pierwsza niespodzianka. Otóż dzielny kowboj ma dość ścigania tych czterech bandytów i uważa, że tym razem to strażnicy więzienni powinni wypić piwo, którego nawarzyli! No cóż, szybko się jednak przekonamy, że oni zupełnie się nadają do takich zadań. Wpadają wprawdzie na pomysł, aby wykorzystać w tym celu Bzika, ale po pierwsze nie jest on genialnym psem tropiącym, a po drugie to właśnie ci strażnicy swoimi nieprzemyślanymi działaniami uniemożliwiają mu podążanie właściwym tropem.
Co istotne, te niepowodzenia nie niweczą entuzjazmu Bzika i to on wkrótce staje się niekwestionowaną gwiazdą tego albumu. Kiedy bowiem Lucky Luke zmienia swoją wcześniejszą decyzję i rusza tropem zbiegów, towarzyszy mu właśnie ten niezbyt inteligentny pies więzienny.
Dzielny kowboj wprawdzie nie pokłada wielkiej wiary w umiejętnościach Bzika, ale i tak to za sprawą tego ostatniego dochodzi do kilku niespodziewanych zwrotów akcji. I chociaż czasem kundel wręcz przeszkadza Lucky Luke’owi w schwytaniu czterech bandytów, to w końcu przyczynia się do ich ujęcia (aczkolwiek nie robi tego wcale celowo!). Jolly Jumper ma więc rację twierdząc, że w kwestii głupoty Daltonowie znaleźli wspólny język z Bzikiem – ale nie ma powodu, by na to narzekać, bo dzięki temu w trakcie lektury „Na tropie Daltonów” nie brakuje nam okazji do śmiechu. Nie ma przecież co ukrywać – bez tych czterech niezbyt rozgarniętych bandytów i mało rozgarniętego kundla ta seria na dłuższą metę po prostu nie może się obejść!