Miłośnicy literatury obcojęzycznej, zwłaszcza tej pochodzącej z „egzotycznych" krajów, powinni być zadowoleni z tego, co możemy od jakiegoś czasu obserwować na naszym rynku wydawniczym. Począwszy od oficyn największych (np. odnowiona graficznie i typograficznie seria prozatorska Znaku, w której ukazały się książki * Junota Diaza* * oraz nabierająca rozpędu seria prozatorska Świata Książki, dzięki której dostaliśmy tłumaczenia m.in. * Couto, * Fuentesa, * Barnesa, * Updike'a* i * Chatwina) przez nieco mniejsze (np. „proza świata" w wydawnictwie Czarnem, w którym to cyklu
wyszły póki co dwa tytuły, a w zapowiedziach widnieją twórcy tacy jak * Thomas Bernhard czy * Herta Müller) po całkiem małe, istniejące od niedawna i tworzone przez kilka osób (np. krakowski Karakter, który wydał świetne powieści * Tahara Ben Jellouna, Alaina Mabanckou czy wspomnianego już Mii Couto).
Wyżej wymienionym kroku dotrzymuje wciąż nieznany szerszej czytelniczej publiczności, a obchodzący właśnie swoje trzecie urodziny sopocki Smak Słowa, którego najnowszą propozycją jest seria Kontynenty pozwalająca nam odbyć „wyjątkową wędrówkę literacką po innych lądach, śladami innych kultur". W jej ramach poznać możemy * Hamidę z zaułka Midakk Nadżiba Mahfuza, * Chicago Ala as-Aswaniego czy, last but not least, * Wesele Zajna* i Sezon migracji na Północ, dwie bardzo dobre powieści* At-Tajjiba Saliha* (1929-2009). Zatrzymajmy się przez chwilę przy
tej drugiej, która nie dość, że wywołała – mówiąc eufemistycznie – spore poruszenie w krajach arabskich, to jeszcze przetłumaczona została na ponad 20 języków i sprzedała się w milionach egzemplarzy.
Narratorem powieści jest młody mężczyzna, który po 7 latach studiów w Europie powraca do swojej rodzinnej wioski w Sudanie.Następuje przywitanie z ukochaną rodziną, krewnymi i sąsiadami, bohater próbuje udzielić wyczerpujących odpowiedzi na pytania o Europę („Chcieli wiedzieć, czy ludzie są tam tacy sami jak my, czy też różnią się od nas? Czy życie jest tanie czy drogie? Co ludzie robią zimą? Podobno kobiety nie zasłaniają twarzy i tańczą publicznie z mężczyznami? Nasz sąsiad, Wad Rais, spytał, czy to prawda, że mężczyzna może tam żyć z kobietą w grzechu i się nie żenić"), odnawia swoje więzi z wioską, przemierza ją wzdłuż i wszerz, składa rodzinom kondolencje z powodu czyjejś śmierci, gratuluje i życzy szczęścia nowożeńcom. Od samego początku jego uwagę zajmuje jednak pewien nieznany mężczyzna, „obcy", który zamieszkał w wiosce pięć lat temu, zbudował tutaj dom i założył rodzinę: „Ot, taki sobie człowiek. Ludzie niewiele o nim wiedzą".
Na kolejnych stronach powieści poznajemy opowiadaną przez młodego mężczyznę historię „obcego", Mustafy Sa'ida, który tuż po I wojnie światowej zamieszkał w Londynie, tam studiował, pracował oraz, przede wszystkim, „polował" na Europejki, rozkochiwał je w sobie, uprawiał z nimi seks i zabawiał się ich kosztem (w latach 1922-1923 żył jednocześnie z pięcioma kobietami). Punktem zwrotnym opowieści jest poznanie przez Mustafę Jean Morris, demonicznej femme fatale, za którą ówczesny wykładowca ekonomii na Uniwersytecie Londyńskim, a późniejszy zbrodniarz, uganiał się przez trzy lata. Część historii Mustafy poznajemy dzięki temu, co sam opowiada swojemu młodemu przyjacielowi, część z późniejszych poszukiwań młodzieńca, jego przypadkowych spotkań z osobami, które znały Mustafę, rozmów z jego żoną czy w końcu dzięki pokonaniu żelaznych drzwi, za którymi znajduje się pokój Sa'ida, „muzeum figur woskowych" czy raczej niekończąca się „jaskinia kłamstw".
Według dziennikarza „The Guardian" ta klasyczna sudańska powieść jest odwrotnością Conradowskiej podróży w głąb Afryki, ale czytając Sezon migracji na Północ jeszcze więcej niż o * Jądrze ciemności* myślałem o * Lordzie Jimie. *Mustafa, podobnie jak Jim, w każdym miejscu jest „obcy", ale – inaczej niż bohater Conrada – zamiast uciekać, coraz bardziej pogrąża się w chaosie, uprawia kompulsywny seks, poszukuje coraz to mocniejszych wrażeń, w końcu zostaje mordercą, barbarzyńcą, którego Północ osądzi według własnych kryteriów.Podobnie jak w * Lordzie Jimie*, historię głównego bohatera poznajemy z różnych źródeł, które ostatecznie układają się w pełniejszy (ale wciąż niedokończony) obraz postaci. Do tego jeszcze uwodzicielska moc Jima i Mustafy, ich usilne próby
odnalezienia się wśród „obcych" oraz proces sądowy Sa'ida, w którym również odnajdziemy pewne analogie do procesu Jima: „Ława przysięgłych miała przed sobą człowieka, który nie chciał się bronić, który stracił ochotę do życia. Wahałem się owego wieczoru, kiedy Jean szlochała mi do ucha: >>chodź ze mną, chodź!<< Wtedy moje życie się dopełniło i nie było powodu, żeby ciągnąć to dalej. Wahałem się jednak i w krytycznym momencie obleciał mnie strach. Miałem nadzieję, że od sądu dostanę to, czego sam nie zdołałem dokonać, lecz oni odgadli chyba mój cel i postanowili nie spełniać ostatniej nadziei, jaką w nich pokładałem".
Zaledwie 130-stronicowa powieść, a czytelniczych wrażeń i emocji tyle, że moglibyśmy nią obdarzyć kilka dużo obszerniejszych tomów. Skromny objętościowo Sezon migracji na Północ to utwór wielowątkowy, wieloznaczny, otwarty na dziesiątki różnych odczytań i interpretacji. Powieść frapująca zarówno dzięki doskonale poprowadzonej narracji, jak i poruszanym w niej problemom (chociażby ja-Inny, płeć w społeczeństwach zachodnich i arabskich itd.), ujmująca poetyckimi opisami sudańskiej wioski i pobudzająca wyobraźnię czytelnika erotycznymi fragmentami poświęconymi londyńskim „przygodom" Mustafy. Nic tylko czytać i współczuć mieszkańcom krajów Zatoki Perskiej i Sudanu, gdzie książka do dzisiaj objęta jest zakazem druku.