…którą niestety płaci czytelnik. Choć książeczka mała, niepozorna, tania i skromna – w środku dzieje się coś dziwnego, przez co warto się zastanowić nad wydaniem nawet niskiej kwoty. I nie pomoże dobre słowo Sławomira Shutego (już na okładce – to zobowiązuje…), ani interesująca opinia Kingi Dunin . Pomoże za to spora dawka wyrozumiałości, bo tylko wyjątkowa tolerancja i wyrozumiałość dla infantylizmu i zarozumiałości pretendentki do miana pisarki sprawi, że jej powieść spotka się z aprobatą.
Jest tak tendencyjna, że aż boli, tak prosta (prostacka?), że nie wiadomo, czy czyta się dobrze czy źle, i tak przegadana i przeładowana, że już po kilku tronach lektury robi się po prostu ciężko. Wydaje się, że Mięso jest po prostu kolejną rozpaczliwą próbą pokazania, że nie jest się typowym, że ma się coś do powiedzenia i że z pewnością ma się wyróżniającą osobowość. A tymczasem to tylko potęgowanie stereotypu właśnie o „typowej (trudnej) młodzieży”, o problemach wynikających z tego, że „świat mnie nie rozumie”, przygnębiający fatalizm (bo bycie szczęśliwym chyba nie jest w modzie) i pustosłowie, paradoksalnie mające być dowodem na niezwykłą erudycję, bogactwo intelektualne i inteligentne postrzeganie i komentowanie rzeczywistości.
Dominika jest pustą, puszczalską małolatą bez żadnych wartości i morałów. Niby potrafi dobrze, mądrze mówić, ale nie robi tego, bo a) nie ma w zasadzie o czym mówić, b) w gruncie rzeczy po prostu na siłę stara się udowodnić, że jest inteligentna (bo gdyby rzeczywiście taka była, jej życie przecież byłoby „nieco” inne). Kolejnym bólem, z którym trzeba się pogodzić, jest fakt, że powieść jest pisana w pierwszej osobie, co jeszcze gorzej świadczy o autorce, bo przecież można założyć, że to właśnie swoje osobiste przeżycia postanowiła opisać, a przecież nie musi tak być. Ale jeśli jest, to… cóż, bez komentarza. Skąd przekonanie, że warto i że to się spodoba? Skądś musiało się wziąć, pewnie z przykrej tendencji, że coś kontrowersyjnego, trudnego, przykrego po prostu działa na czytelnika. Ale czy Mięso faktycznie takie jest? Chyba nikogo nie dziwi seks w zbyt wczesnym wieku, demoralizacja, zepsucie i arogancja, z jaką niektórzy młodzi starają się udowodnić, że nie są tacy jak inni, co w efekcie czyni ich
jeszcze bardziej banalnymi. Nic świeżego ani nowego, napisane w przesadzonym, niby mądrym stylu, puste jak butelka po czystej, w której bohaterka z pewnością często się przeglądała. Takich książek jest dużo, zbyt dużo, są jak literacka chlamydioza – szybko się rozprzestrzeniają i się przykrym doświadczeniem.
Inaczej by było, gdyby Dominika okazała się radosną nastolatką, która ponad wszyscy kocha życie, jest pełna pasji, spełnia marzenia etc.,etc. Co by było, to by było, ale nie jest. Jak zostało wspomniane w nawiasie, a co trzeba powtórzyć – bycie szczęśliwym nie jest trendy, nie jest cool, bo jak można nie obciągać fajnym facetom i nie pić wódki, jak można być bezproblemowym i zadowolonym z życia? O czym wtedy pisać? Lepiej szokować, pokazywać, że jest się na bakier ze wszystkimi, robić problemy, napędzać adrenalinkę. Tylko niestety – to też jest po prostu nudne. Za dużo dookoła pesymizmu, za dużo alkoholu, przygodnego seksu, trudnego dzieciństwa, buntu, braku zrozumienia i zniechęcania do siebie.
Być może autorka, mając zaledwie (a może aż..?) dwadzieścia dwa lata, chciała zszokować dojrzałością językową, a tym czasem w przykry sposób zaskoczyła niedojrzałością i prymitywizmem obranych przez siebie tematów. Warto jeszcze raz wspomnieć, że trudno nie utożsamiać jej z główną bohaterką, co jeszcze bardziej utrudnia zadanie, bo skoro nie sposób polubić Dominikę z kart powiastki, nie jest łatwo przekonać się do Dominiki Dymińskiej, która podjęła się wejścia do literackiego świata jako jeden z jej twórców. Pozostaje też pytanie o to, co będzie dalej? Co młoda pisarka, niech już będzie, pokaże w kolejnych odsłonach swojej twórczości…? Może załagodzić nieco wizerunek, ale czy to wtedy będzie wiarygodne? A jeśli będzie ciągnęła dalej kreację trudnej, osobliwej „intelektualistki”, która chce szokować, to czy to jeszcze będzie warte czytania, skoro chyba po jednej książce wiadomo, czego się spodziewać? A może będzie jeszcze mocniej…? Tylko po co. Jeśli dla budowania mainstreamu, to chyba nie tędy droga, bo
„główny nurt” nieco zmienił kierunek z dobrej, godnej, wartościowej literatury i już nie szuka inności, a szczególnie nie w takim wydaniu.
Można się pokusić na próbę dostrzeżenia głębszego sensu pod warstwą infantylizmu i chociażby w „głębokim” języku, który mówi o płytkich sprawach, dotrzeć wartości, starać się zanalizować postawę głównej bohaterki, znaleźć powód jej zagubienia i degradacji i docenić szczerość. Ale się nie chce, bo opisy szybkich numerków i alkoholowych libacji po prostu nie zachęcają, by szukać w nich czegoś więcej. Pomijając fakt wielu niedociągnięć i niedopowiedzeń, które pojawiają się w fabule. Można „oberwać” za niezrozumienie, spłycanie sensu. Ale gdzie go szukać….? Nie, po prostu nie. Miało być coś intrygującego, przeszywającego jak prąd dotychczasowe doznania literackie, coś obrazoburczego, wbrew regułom… Tak to wyglądało, bo od strony wizualnej książeczka zachęca jakimś minimalizmem przekazu, a maksymalizacją wrażenia, prostotą, ale sugestywnością. A wyszło takie coś, totalnie innego, co po prostu rozczarowuje. I aż szkoda nazwiska wspomnianych Shutego i Dunin . Oby kiedyś Dymińskiej nie było szkoda, bo przecież jeszcze może być lepiej… może, ale nie musi. Mięso - przykre to i niegodne uwagi, niestety.