Czarny Disneyland
Tak oto – na ogół w dobrej wierze – w oparciu o ogromną tragedię milionów ludzi powstają całe tony tekstów, które nie mają żadnej wartości: ani historycznej, ani literackiej. Jedyną ich racją istnienia jest dostarczanie pewnej usługi, jaką jest dobrze znane wzruszenie dobrze znaną sytuacją.
Jeśli dodać do tego filmy (całe szczęście, że jeszcze nie – o ile mi wiadomo – gry komputerowe), mamy do czynienia ze swego rodzaju czarnym Disneylandem, który – jak park rozrywki „Dziki Zachód” albo „Zamek Średniowieczny” sprzedaje sformatowane wzruszenie, coraz bardziej oddalając się od istoty sprawy. A każdy, kto dokłada swój nieprzemyślany, byle jak sklecony tekścik do tej piramidy, staje się pracownikiem i sprzedawcą w tym kramie.
Więcej felietonów autorstwa Jacka Dehnela czytaj w naszym serwisie: tutaj .
[oprac. GW]