Wasilija Siemionowicza Grossmana poznawaliśmy do tej pory głównie dzięki jego dziełom. Dziełom genialnym, niezależnie od tego, czy były to tak monumentalne powieści, jak * Życie i los, zwarte opowiadania, wśród których wyróżnić można choćby „W Berdyczowie”, czy krótkie korespondencje wojenne zebrane w pracy Beevora i Winogradowej . Można, i trzeba było, szukać w nich cech autora, niezmiernie wrażliwego na drugiego człowieka, przytłoczonego poczuciem winy i wierzącego, że pojęcie „wolność”, w takim kraju jak Rosja, jest jeszcze realne. Niestety jednak, Grossman nie ułatwiał nam poznania siebie, co dobitnie widać w *Początku niedokończonej autobiografii, gdzie napisał: „Nie sądzę, by należało w pełni zaspokajać ciekawość czytelników, domagających się szczegółów biografii pisarza, chcących
poznać jego kwestionariusz osobowy, śledzić przebieg kariery; nie stoi za tym poważne zainteresowanie, raczej wścibskość”. Po takim postawieniu sprawy, nie pozostawało mi – admiratorowi wszystkiego, co napisał - nic innego, jak nadal szukać autora w jego dziełach, twórcy - w wytworze pracy.
Na szczęście, książka Fiodora Hubera, zatytułowana Wasilij Grossman. Pamięć i listy *przysporzyła sposobności bliższego poznania Grossmana dzięki pisanym przezeń, prywatnym listom do najbliższych. Fiodor, potomek Borisa Hubera, pisarza będącego ofiarą stalinowskich represji, jest przybranym synem autora * Życia i losu. Po śmierci Grossmana, matka Hubera przechowywała imponującą korespondencję pisarza, od rękopisów po listy i zdjęcia. Zawiera ono między innymi piękne listy do matki, ponadto uzupełniono je korespondencję Wasilija do ojca, Siemiona Osipowicza Grossmana. Część z nich Huber postanowił opublikować, pragnąc podjąć się próby, jak pisze we wstępie, spojrzenia na pisarza „od wewnątrz”, spojrzenia oczyma zarówno jego, jak i jego bliskich.
Z początku Pamięci i listach drażnił mnie brak chronologii, kiedy praca przypominała zlepek oderwanych strzępków listów, ot, jeden z 8.10.1927, chwilę później z 20.01.1929, niebawem z września 1928 itp. Układały się one jednak w na tyle zwartą całość, że zaburzenie to rychło przestało mnie irytować. Śledząc ślady, jakie pozostawiły w utrwalonej w korespondencji kolejne wydarzenia, podróżujemy wraz z Grossmanem do Azji, uczestniczymy w edukacji na uniwersytecie oraz towarzyszymy podczas pracy w laboratorium gazowym, gdzie przyszły pisarz nabawił się choroby płuc. Oszczędna narracja Hubera gęsto przetykana jest fragmentami listów, które budują obraz ponurego, pogrążonego w nędzy kraju. Nastrój ten burzy jednak wielka radość Grossmana, przyjętego do pocztu Towarzystwa Pisarzy po uzyskaniu pozytywnych recenzji „W mieście w Berdyczowie”. Opowiadanie to przyniosło mu sławę, a literacki świat zaczął mu się baczniej przyglądać. Zrazu efemeryczne komentarze Hubera, stają się coraz obszerniejsze i bardziej
osobiste, zaś korespondencja układa się w kolejne witraże, swoisty kolaż ukazujący poszczególne aspekty życia Grossmana, z dobitnym akcentem na działalność literacką. Przybrany syn opowiada o wierszach, jakie recytował mu pisarz, przybliża, na jakie sztuki chadzał i cytuje fragmenty zeszytu „Trochę notatek”, w których Grossman komentował swoje lektury, od Marksa do Buddy i Plutarcha . Kiedy pisarz wyruszył na wojnę jako korespondent, w *Pamięci i listach *pojawiają się piękne listy do żony i dzienniki frontowe. Najbardziej wzruszyła mnie jednak korespondencja z matką, urwana w lipcu 1941 roku. Dwa miesiące później Niemcy dokonali pogromu Żydów w rodzinnym Berdyczowie. Przejmujące są również listy napisane do nieżyjącej mamy w 1950 i 1961 roku świadczące o tym, że Grossman nie potrafił pogodzić się z jej śmiercią.
Interesującym nawiązaniem do opisów mozolnego tworzenia przez pisarza stalingradzkiej epopei, jest przytoczenie stenogramów dyskusji, jaka odbyła się w redakcji pisma „Nowyj Mir”. Jeden z redaktorów stwierdził, by zohydzić tę książkę, że te z wymienionych fragmentów, które „wyczytał spod atramentu”, stanowiły jawną potwarz rzuconą na ludzi radzieckich. Ośmielił się bowiem Grossman napisać prawdę, czym złamał podstawową zasadę stanowiącą fundament radzieckiego imperium. Aby książka – przetrzebiona przez cenzurę – ukazała się w druku, napisał nawet list do Stalina (w Pamięci i listach znajdziemy ten tekst). W dziele Hubera odnalazłem, znakomicie ukazany, wspomniany stosunek twórcy do tworzywa, kiedy jest ono już w postaci finalnej. Grossman, zżyty ze swoimi bohaterami, pisze: „Teraz nadeszła pora pożegnać się z ludźmi, w których towarzystwie przebywałem codziennie przez szesnaście lat. Dziwne to, bo już bardzo przywykliśmy do siebie, a już na pewno ja”. Autor zakładał, że * Życie i los* będzie atakowane, doskonale zdążył poznać prawidła i zasady rządzące polityczno-literackim światkiem ZSRR, nie przewidział jednak, jak bardzo radziecka władza poczuje się zagrożona. Huber dokładnie opisuje moment najścia KGB na dom Grossmana i rekwizycję egzemplarzy powieści oraz kalki, z której korzystano przy przepisywaniu * Życia i losu*. Jak celnie podsumował, do 14 lutego 1962 roku aresztowano pisarzy, natomiast dzień ten jest pamiętnym dla literatury radzieckiej, albowiem rozpoczęto wówczas aresztowanie książek. Konfiskata Grossmanowi tej powieści było dlań niczym odebranie najukochańszego dziecka. Na domiar złego telefon coraz rzadziej dzwonił, kolejni przyjaciele się odwracali, w listach widoczne było coraz większe przygnębienie. Fragmenty te, zwieńczone opisem choroby i śmierci pisarza, są w pracy Hubera najbardziej przytłaczającymi, najsmutniejszymi, ukazują
bowiem los outsidera wypchniętego poza margines radzieckiego społeczeństwa za to, że nie wyrzekł się swojej powieści, nie wyparł się treści w niej zawartych.
Pasierb Wasilija Grossmana napisał, że Pamięć i listy to książka o jego ojcu, ale także o bliskich mu ludziach - ludziach nieskończenie drogich również Huberowi. Wyziera z niej człowiek, który za wszelką cenę chciał iść przez życie z podniesioną głową. Człowiek kochający prostych ludzi i szanujący ich pracę. Odwrócili się odeń prawie wszyscy, jedni z zawiści, inni strachu przed okrutnym systemem łamiącym kolejne, cherlawe karki. Ośmielił się postawić znak równości pomiędzy nazizmem i komunizmem, ośmielił pisać prawdę w czasach, gdy było to równoznaczne ze społecznym samobójstwem. Sam się na nie skazał, ale przemożnie wierzył, że w kłamstwie żyć nie sposób. Taki właśnie obraz Wasilija Grossmana ukazuje się po lekturze pracy Fiodora Hubera. Obraz, który odbijał się w kolejnych postaciach zaludniających książki pisarza, teraz zaś można ujrzeć go w pełnej krasie. Tak, jak nadmieniłem, nigdy nie doczekam się na autobiografię autora * Życia i losu*, jednak to spojrzenie nań oczyma tych, których kochał, w pełni mi ten brak rekompensuje.