Liga Niezwykłych Dżentelmenów. Nemo. Trylogia - recenzja komiksu wyd. Egmont
Sam nie wierzę, że to piszę, ale trylogię "Nemo" przeczytałem bardziej z obowiązku niż dla przyjemności. Na pewno jest to lepsza rzecz niż większość nowych tytułów ukazujących się na naszym rynku. Jednak do klasycznej "Ligi Niezwykłych Dżentelmenów" nie ma startu.
Egmont uraczył nas kolejnymi dodrukami żelaznej klasyki. Po "Strażnikach", "Hellboyu" czy "Sandmanie" dostaliśmy nowe edycje komiksów z kultowej serii Alana Moore'a i zmarłego przed momentem Kevina O'Neilla. Wydawnictwo wznowiło właśnie dwie części "Ligii Niezwykłych Dżentelmenów", "Czarne akta" oraz spin-off cyklu, czyli "Nemo".
Ten ostatni tytuł ukazał się po raz pierwszy w jednym tomie zbierającym wszystkie albumy pierwotnie wydawane u nas w latach 2014-15. "Nemo" opowiada o losach Janni Dakkar, córki legendarnego kapitana "Nautiliusa" i członka Ligii, która przejmuje po nim schedę i wraz z wierną załogą rozpoczyna podbój mórz i oceanów.
W 180-stronicowym albumie znajdziecie trzy niezależne historie: "Serce z lodu", "W Berlińskich różach" i "Rzeka duchów". Pierwsza to jaskrawy hołd dla ojców nowożytnego horroru, czyli Edgara Allana Poe i H.P. Lovecrafta, w drugiej przeniesiemy się faszystowskich Niemiec, z kolei ostatnia zabiera nas do serca amazońskiej dżungli.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Komiks - renesans gatunku
"Nemo" to podobnie jak "Liga" komiks spod znaku historii alternatywnej i metafikcji, w którym elementy fabularne zaczerpnięto z przepastnego rezerwuaru kultury wysokiej i niskiej, zarówno z wybitnych dzieł literackich, jak i kina klasy B.
Moore z O'Neillem brawurowo nawiązują tu m.in. do dorobku niemieckiego ekspresjonizmu, arcydzieła Charliego Chaplina, postaci wymyślonej przez Henry'ego Ridera Haggarda, kultowego horroru Jacka Arnolda czy obskurnej sekskomedii z Vincetem Price'em. Rzecz jasna referencji jest tu o wiele więcej, a podczas czytania "Nemo" warto mieć pod ręką odpalonego Google'a, bo każde nazwisko czy nazwa własna najprawdopodobniej mają jakieś konotacje.
Niestety pod względem fabularnym jest po prostu przeciętnie, by nie powiedzieć nudo, zważywszy na nazwisko scenarzysty. "Lidze Niezwykłych Dżentelmenów. Nemo. Trylogia" brak finezji i głębi charakterystycznych dla głównej serii. Widać, że Moore leci trochę na oparach, powtarzając dobrze znane sobie motywy (jak choćby ten z "Prometei"), zbytnio nie wczuwając się w historię pełną narracyjnych przeskoków i banalnych rozwiązań. Na domiar złego z jakichś niewytłumaczalnych powodów jest w tym wszystkim zaskakująco grzeczny i zachowawczy.
Dlatego podczas lektury trudno nie odnieść wrażenia, że siłą komiksu są wyłącznie erudycja twórców i znana marka. Gdyby "Nemo" ich pozbawić, pewnie w ogóle byśmy o nim nie rozmawiali. Sytuację ratują jak zwykle charakterystyczne i przepięknie pokolorowane rysunki Kevina O'Neilla, który w odróżnieniu od swojego kolegi nigdy nie zszedł poniżej pewnego poziomu.
Grzegorz Kłos, dziennikarz Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" zachwycamy się "The Office", krytykujemy "The Crown", rozgryzamy "The Bear", wspominamy "Barry’ego" i patrzymy przez palce na "Na zachodzie bez zmian". Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.