Kto najwięcej zyskuje dzięki all-inclusive?
Przede wszystkim dla właścicieli hoteli. W cenę wliczone jest jedzenie i picie, które wielu turystów w przeciwnym wypadku kupowałoby w lokalnych restauracjach i barach.
Nawet jeśli turyści konsumują na miejscu więcej niż zwykle (w końcu wszystko jest „za darmo”!) to „po kilku dniach mija zachwyt nowością, a nadmierną konsumpcję hotele rekompensują sobie zawyżoną ceną pokoju. Co więcej, mogą lepiej zaplanować zakupy, dostosowując swoje zamówienia, bo wiedzą dokładnie, ile butelek coca-coli potrzebują dziennie. Nic się nie zmarnuje”.
Co ciekawe, według badań brytyjskiego operatora First Club, „dzieci na wakacjach all-inclusive jedzą średnio dwa lody, piją trzy zimne i trzy ciepłe napoje, a dorośli dwa piwa, dwa kieliszki wina i jeden drink dziennie”.
Na modelu all-incusive zarabiają świetnie także agencje turystyczne (turyści nie wychodzą poza teren hotelu, więc nie potrzeba wielu przewodników), linie lotnicze oraz biura podróży (żyją z podróży, a ceny pakietów all-inclusive są wyższe od „normalnych” wycieczek).