"Świat ma tak niewiele wspólnego z Norrby. Krowy trzeba wygonić na pastwisko, przyprowadzić, nakarmić i wydoić. Mleko trzeba przecedzić. Wygotowac pościel. Przyrządzić jedzenie, po południu pozmywać. Zacerować pończochy. Zagnieść ciasto. Upiec chleb. Wypastować podłogi. Zanim się skończy trzeba zaczynać od nowa”. Bohaterowie powieści Córki Gór autorstwa Anny Jorgensdotter żyją w sposób prosty i zwyczajny. Ponad wszystko przekładają normalność a wszelkie odstępstwa od tego, co zwykło się uważać za normalne, wzbudzają powszechną krytykę i oburzenie. Nikt przecież nie chce skończyć jak Szalony Frasse, albo ta grzesznica - panna Filipsson. Rodzina Steenów doskonale wpisuje się w krajobraz Norrby. Aina czuje się nieustannie obserwowana przez Boga; stara się zajmować domem i rodziną tak, żeby Stwórca był z niej zadowolony. Fredrik to dobry gospodarz, fakt – może zajrzy czasem do kieliszka, ale tylko dlatego, że szuka tam wytchnienia po ciężkiej, niestrudzonej pracy. Aina i Fredrik wychowują wspólnie
pięcioro dzieci: Edwina, Ottona, Emilię, Karin i Sofię. Rodzeństwo różni się między sobą, tak jak w przyszłości będą różnić się ich losy. Jedyną wspólną cechą Steenów zdaje się być pewna bierność i uległość wobec tego, co przychodzi z zewnątrz; niemożność przeciwstawienia się swojemu życiu. Emilia, Karin i Sofia, tytułowe Córki Gór to trzy różne życiorysy i trzy odmiany nieszczęścia.
Anna Jörgensdotter pisze w sposób prosty, surowy i bezpretensjonalny. W jej książce nie ma trudnych wyrazów, czasami zdażają się jedynie trudne myśli. Pisarka przedstawia dwadzieścia lat z życia swoich bohaterów w sposób skrupulatny, ale nie kronikarski, drobiazgowy, ale nie nudny. Co istotne, historia rodziny Steenów ukazana jest w trzech odsłonach czasowych. Rok 1938 to okres lęku, niepewności i chaosu, który determinuje życie całej rodziny. 6 lat później Steenowie odzyskują równowagę - ich życie rutynizuje się, a poczucie bezpieczeństwa stopniowo przekształca się w lęk przed monotonią. Rok 1958 otwiera okres tego, co nowe: Edwin kupuje telewizor, a córka Karin, Lillemor, zaczyna studiować fizykę. Ani wojna ani sytuacja polityczna Szwecji (bo Norrby leż w Szwecji) nie stanowią jednak sedna narracji, są jedynie pretekstem do ukazania pewnych reakcji, postaw i zachowań. Na tle wielkich wydarzeń historycznych Steenowie przeżywają swoje małe, prywatne dramaty. Próbują być szczęścliwi – wbrew światu, wbrew
swoim bliskim, niekiedy wbrew sobie.
W jednym z ostatnich akapitów Jörgensdotter pisze, że ludzie wplatają się wzajemnie w swoje opowieści jak w dywaniki z gałganków. Zostają w nich, by następnie całkowicie się zużyć. Losy postaci ukazanych w książce faktycznie stają się coraz bardziej znoszone, sfatygowane; zależność między nimi okazuje się fatalna. A może nie tak miało być? A może nie tak miały się potoczyć losy Emilii, Karin i Sofii? I znów mamy rok 1938, sierpień, ostatni dzień lata…