Wojna na kontynencie Genabackis trwa od dwanastu lat. Potężne Imperium Malazańskie zajęło już jego większą, północną część, teraz powoli podbija Wolne Miasta, bogate republiki kupieckie. Druga Armia, dowodzona przez Dujeka Jędnorękiego, wściekle atakuje Pale. Rozkazy cesarzowej Laseen są jasne: zdobyć je, a potem ruszyć na najbogatsze z miast, Darudżystan. Stary wódz, którego lojalności i wierności nikt nie kwestionuje nawet w tych nasyconych zdradą czasach, ma zbyt wątłe siły, sojuszników niepewnych, a przeciwników nieobliczalnych, również we własnych szeregach. W kampanię mieszają się bogowie, którzy swoimi sposobami starają się przy okazji rozstrzygnąć konflikty, najczęściej kosztem śmiertelników, choć niektórzy z nich, dzięki przytomności umysłu, wiedzy czy magicznym zdolnościom, ogrywają i nieśmiertelnych.
Tak wygląda główny wątek powieści Ogrody księżyca Stevena Eriksona, który choć istotny, stanowi właściwie pretekst, by wprowadzić czytelnika w niezwykły świat dziesięciotomowego cyklu. Dla niewprawnego czytelnika, przyzwyczajonego do prostych jak drut opowieści posttolkienowskich spotkanie ze światem malazańskim będzie z pewnością sporym zaskoczeniem i wysiłkiem czytelniczym. Erikson realizuje się w gatunku o dość sztywnych konwencjach, wiele motywów jest zaczerpniętych z innych powieści (najgłośniejszy zarzut, że Podpalacze Mostów są kopią Czarnej Kompanii Glena Cooka , słuszny zresztą i Erikson nigdy się od tego nie odżegnywał), zostało tutaj zgromadzonych w jednej powieści. Ogrody księżyca to zaledwie prolog, przyczynek do historii świata z historią setek tysięcy lat, gdzie poszczególne rasy czy kultury dominowały, by zostać zmiecione przez bunty, wojny czy głód i zastąpione przez kolejne. Potężny jest dualizm
magiczno-materialistyczny, wciąż przemieszczamy się we w miarę dla nas zrozumiałej przestrzeni historycznej, militarnej epopei, pełnej śmierci, trupów i bohaterstwa, ale jednocześnie sporo się dzieje w przestrzeni grot, czyli królestw, będących źródłem magii. Świat bogów i czarów jest nieprzenikniony, początkowo niezmiernie trudno się w nim zorientować, a Erikson ani myśli pomagać w tym czytelnikowi. Na wiarę zatem musimy przyjąć pewne wątki, z których część rozjaśnia się jeszcze w tym tomie, a większość w kolejnych.
Niesamowita jest kreacja i dyscyplina autora: bohaterowie z jednej strony są mocno zindywidualizowani, ale z drugiej egzystują w skomplikowanej strukturze kulturowo-historyczno-magicznej, gdzie ich wola i dążenie realizacji celów zwykle jest moderowane przez potężny kontekst, w którym się poruszają. A nawet im, znacznie lepiej się czującym w swoim świecie, niż czytelnik to śledzący, autor funduje niespodzianki. Żywot bohatera powieści jest krótki, nic nie warty i do tego kończy się w sposób nawet dla niego nieprzewidywalny, bo bogowie, magia czy polityka zadają im śmierć bez dania racji. Nie dotyczy to wybrańców, namaszczonych do wykonania jakieś misji i chronionych przez swoich mocodawców bądź nieśmiertelnych, którzy bawią śmiertelnikami, realizując interes swój lub magicznego świata, od którego są uzależnieni.
Monumentalizm, rozmach, epickość, doskonale rozbudowany i głęboki świat, ciekawa historia – to zalety powieści. Eriksona bardziej interesuje gra sił, która odbywa się na kontynencie (i nie tylko) niż losy poszczególnych jednostek, co nie zmienia faktu, że główne postaci są zarysowane świetnie: kapitan Paran, Sójeczka, Anomander Rake, Crokus, Szybki Ben, Żal i Kruppe zapadają w pamięć i świetnie ogniskują akcję. Ich wpływ na wydarzenia zdaje się być mniejszy, niż się wydaje, choć pewne ich działania stają się kluczowe, czasem udaje im się pokrzyżować plany potężniejszych od siebie, to jednak logika sił jest nieubłagana.
Głównym mankamentem powieści jest jej ciężki styl. Erikson, wydaje się, że z pełną świadomością, zdecydował się na charakterystyczną dla epiki patetyczność. Na szczęście czasem balon zostaje przekłuty, a postaci popisują się poczuciem humoru. Kuleje nieco psychologizacja, Eriksonowi znacznie lepiej idzie opis i opowiadanie niż rozważanie, zaś niewprawny i niezaszczepiony czytelnik szybko się może zniechęcić, bowiem od samego początku zostaje wpuszczony w świat, którego nie rozumie i właściwie w tym niezrozumieniu trwa do samego końca, nie przestając podziwiać efektów.