Pierwszą książką wydaną z datą 2009 a przeczytaną przez niżej podpisanego jest Ładne duże amerykańskie dziecko Judy Budnitz. Gdyby istniało powiedzenie mówiące o tym, że jaka była ta pierwsza noworoczna lektura, taki będzie cały najbliższy rok, mógłbym odetchnąć z ulgą. Byłby to rok – entuzjazmując się może nieco na wyrost – wspaniały. Początkowo myślałem, że Ładne duże amerykańskie dziecko to kolejna, po znanej już w Polsce Gdybym ci kiedyś powiedziała, powieść Budnitz. Jak się chwilę później okazało, pierwszy „rozdział powieści” zatytułowany „Skąd przychodzimy” był pierwszym z dwunastu zamieszczonych w tomie opowiadań. Począwszy od tego pierwszego zaskoczenia/pomyłki spowodowanego brakiem informacji na okładce próbnego egzemplarza książki, przez kolejne opowiadania zaskakujące rozwiązaniami formalnymi i fabularnymi, tworzonymi światami przedstawionymi i zamieszkującymi te światy bohaterami – Judy Budnitz nie zwalnia nawet na chwilę, strona po stronie prowadząc czytelnika w coraz to inne miejsca, do
coraz to innych domów, do coraz to innych problemów. Pierwsze opowiadanie tomu opowiada o tytułowym ładnym, dużym i zdrowym amerykańskim dziecku, a właściwie o uporze i pragnieniu stworzenia takiego – jego przyszła matka wielokrotnie, raz za razem, z coraz większym brzuchem i z coraz bliższym terminem porodu, przekracza nielegalnie granicę Stanów Zjednoczonych. Za każdym razem zostaje prędzej czy później zatrzymywana i kolejny, nie wiadomo już który, raz odsyłana do swojego kraju. Budnitz ogranicza podawane czytelnikowi informacje do minimum – nie przeczytamy więc nigdzie o tym, że bohaterka „Skąd przychodzimy”, Precjoza, za każdym razem odsyłana jest do Meksyku; w opowiadaniu „Nadia” nie przeczytamy z jakiego konkretnie totalitarnego i uciskanego przez reżim kraju pochodzi tytułowa bohaterka; z „Zanurzenia” czy z „Okazji” nie dowiemy się wprost gdzie i kiedy toczy się akcja, nie mówiąc już o opowiadaniach najbardziej fantastycznych takich jak „Gotowość” czy „Matczyzna”.
Proza Budnitz jest na poły realistyczna, na poły magiczna – realistyczny opis, skrupulatny zapis codziennego życia i współczesnego świata przeplatany jest tutaj magią, fantastyką, elementami zupełnie fikcyjnymi i nierealistycznymi. Ciąża kobiety, która zamierza urodzić dziecko tylko i wyłącznie w Stanach Zjednoczonych może więc trwać kilka lat („Skąd przychodzimy”), domokrążcy i akwizytorzy mogą być tutaj zamykani i więzieni przez długie miesiące w przydomowym kojcu („Okazje”), na polu mogą rosnąć dziesiątki amputowanych kończyn („Najczulsze cięcie”), a zrobione z kości słoniowej klawisze fortepianu mogą przemawiać czule do cierpiącego po stracie poganiacza słoni („Słoń i chłopiec”). Wszystko jest tutaj możliwe, a co jeszcze ciekawsze – nawet elementy nieprawdopodobne i fantastyczne przekonują swoją sugestywnością i nawet jeśli przeczą logice czy wiedzy, jesteśmy skłonni uwierzyć autorce, dajemy się jej prowadzić przez kolejne, coraz to dziwniejsze i bardziej tajemnicze, światy. Budnitz często wybija
czytelnika z rytmu tradycyjnej prozy, którą – jak można było przez moment pomyśleć – sama tworzy, nagle wprowadza elementy magiczne czy baśniowe, kończy opowiadanie przed udzieleniem oczekiwanej przez nas odpowiedzi. Nic nie jest tutaj takie, jakie wydawało się nam, że będzie. Budnitz pokazuje swoimi krótkimi prozami, że nie zawsze wszystko musi się skończyć tak samo jak wcześniej, że nie wszystko musi pójść po myśli czytelnika.
Dla dobra czytelnika nie streszczam żadnego z zamieszczonego w tomie utworów, jako że są to pełnokrwiste (chciałoby się powiedzieć, szczególnie po lekturze „Najczulszego cięcia”: mięsiste), wartkie i – w zdecydowanej większości – oryginalne fabuły. Wyobraźnia Budnitz zachwyca, przeraża i zadziwia – jest nieokiełznana i niczym nieograniczona. Zarazem odniosłem wrażenie, że każde z opowiadań jest – mniej lub bardziej bezpośrednio – zainspirowane innymi utworami literackimi: rozwija je, przekształca, wykorzystuje pewne tylko elementy i pomysły, a wszystko po to, by mogły powstać produkty literackie zupełnie nowe, nie gorsze od „pierwowzorów”. I tak na przykład czytając „Cud” myślałem o opowiadaniach Michela Fabera (ze szczególnym uwzględnieniem „Błahości czynu”) czy Piątym dziecku Doris Lessing, „Najczulsze cięcie” przywodzi na myśl Pachnidło Patricka Suskinda, „Matczyzna” – Opowieść podręcznej Margaret Atwood, a przy lekturze „Gotowości” nie mogłem zapomnieć o Piosence o końcu świata Czesława Miłosza
itd. itp.
Choć nieczęsto i niechętnie posługuję się takimi określeniami w odniesieniu do współczesnej prozy, nie sposób powiedzieć w tym przypadku inaczej: Ładne duże amerykańskie dziecko Judy Budnitz to wybitny zbiór opowiadań. Proza perfekcyjna pod wszystkimi względami: doskonała, choć dość surowa i sprawozdawcza, rzemieślniczo (ta rzemieślnicza sprawność przywodzi na myśl amerykańskie kursy creative writing, gdzie młodzi twórcy uczą się chociażby skrupulatnego opisu ludzkiej twarzy, tak dobrze opanowanego przez Budnitz, będącą, nota bene, magistrem sztuk ze specjalnością twórczość literacka), przemyślana od pierwszego do ostatniego opowiadania (pierwsze opowiadanie traktujące – między innymi – o ciąży i narodzinach, kolejne opowiadające o następnych etapach w życiu człowieka, miłości, chorobie, codziennym życiu, wakacjach i wreszcie opowiadania końcowe – o wojnie, szaleństwie, końcu świata i śmierci), wciągająca, pełna zajmujących fabuł i zapierająca dech w piersi niczym literatura popularna, a zarazem
stawiająca mnóstwo ważkich pytań, opowiadająca o sprawach w życiu najistotniejszych, niełatwa w odbiorze i z niebagatelnym ładunkiem filozoficznym, jakbyśmy mieli do czynienia z nową prozą – dajmy na to – Tomasza Manna. Bez dwóch zdań: pozycja obowiązkowa. Grzegorz Wysocki