Zasadniczo lubię twierdzić, że dobry pisarz umie pisać rozwlekle i epicko, ale udowadniać tego nie musi i wybiera prostotę (czyli jedną książkę, a nie trzy albo pięć do opowiedzenia jednej historii).* Zasadniczo uważam też, że jak już popełni pierwszą książkę, to kolejne są zwykle gorsze.* Z zasady lubię też, kiedy ktoś łamie zasady. William Nicholson w drugim tomie trylogii Ognisty wiatr bardzo przyjemnie złamał wszystkie powyższe.
Po krótkim okresie pokoju, Amaranth spotyka tragedia: miasto zostaje zaatakowane przez wojska Hegemonii dowodzone przez młodego, ambitnego Ortisa. Amarantczyków czeka niewola i długa podróż do wrogiego kraju, który ma stać się ich nowym domem. Najazd ponownie rozdziela rodzinę Hathów: Kestrel samotnie wędruje śladami pędzonych do Hegemonii niewolników, po drodze natrafiając na podróżujący dwór królestwa Gangu wraz z rozpieszczoną księżniczką, która podróżuje, by wyjść za mąż... za jednego z książąt Hegemonii. Tymczasem pozostali członkowie rodziny rychło odkrywają, że wkrótce nastąpi wielokrotnie przepowiadany powrót Amarantczyków do ich prawdziwej ojczyzny.
Żeby nie zdradzać czytelnikowi zbyt wiele, powiem, że książka ma dwie warstwy – pierwsza z nich, zdecydowanie mniej interesująca, bazuje na znanych z komedii pomyłek perypetiach i niespodziewanych zwrotach akcji. Ta można by powiedzieć „zewnętrzna" warstwa fabuły sprawia, że opowieść jako tako się toczy i wprowadza (a przynajmniej takie ma zadanie) niezbędny element zaskoczenia i napięcia. To nic, że trochę to wszystko naciągane – druga warstwa równoważy niedoskonałości całkiem nieźle, a i są momenty, w których te proste rozwiązania skutkują całkiem nieźle. Wspominana druga warstwa to przede wszystkim wątek wyspy Syreny i Pieśniarzy scalający się w historii Bowmana, która może pretendować do miana historii mistycznej. Noszący w sobie piętno Morah Bowman, ze zdumieniem odkrywa własną naturę i podąża przepowiedzianą mu wiele lat wcześniej drogą. Świetnie moim zdaniem Nicholson opisuje także rozłąkę rodzeństwa, połączonego niesamowitą więzią – uwidacznia się tu (zresztą, nie tylko tu) umiejętność opisywania
emocji w sposób prosty i jednocześnie bardzo sugestywny. Ciekawe jest także znaczenie tytułu w kontekście całości tekstu: Nicholson pokazuje, jak różnorodnie może być pojmowana wolność i jak bardzo w zależności od jej definicji zmienia się pojęcie niewoli.
Trochę zastanawia mnie, czy Niewolni są książką dla młodzieży – sceny palenia ludzi w tak zwanych małpich klatkach jak przystało na Nicholsona zostały nakreślone prosto, ale bardzo plastycznie i mam mieszane odczucia co do odbioru takich treści przez młodszego czytelnika. Niemniej książka jest zdecydowanie lepsza od swojej poprzedniczki, może dlatego że choć nadal operuje znanymi schematami (wędrówka, cały panteon bohaterów w jakiś sposób obcych, odrzuconych i wyjątkowych, którzy przechodzą swego rodzaju proces dojrzewania), schematyczność nie rzuca się w oczy. Koncentracja na wątkach mistycznych stanowi zdecydowany plus tej książki, która zyskuje dzięki temu głębszy wymiar, a przy tym nadal czyta się ją szybko i przyjemnie.Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że w trzecim tomie Nicholson złamie zasady po raz kolejny i znów mile mnie zaskoczy.