Cząsteczki relikwii wszyte w... skórę wiernych
Z czasem szczątki świętych chroniono coraz bardziej przed bezpośrednim kontaktem z wiernymi, ale – w ramach rekompensaty – pozwalano na większą pobłażliwość w kwestii relikwii szat. Niekiedy zgadzano się nawet na „rozpraszanie relikwii”, których „mikroskopijne cząsteczki można umieścić w ciele pielgrzyma.
Przykładem tzw. „nacięcie świętego Huberta”, które przez wieki praktykowano w sanktuarium w Saint-Hubert d’Ardenne, a które miało zwalczać wściekliznę. Jak wyglądał ów „zabieg”?
„Chory, klęcząc, nastawiał czoło kapłanowi, który posługiwał się cienkim i wąskim skalpelem. Operator podnosił kawałek naskórka i robił maleńkie nacięcie; cienkimi nożyczkami oddzielał wtedy jedno włókno etoli, która należała do świętego, i wciskał je do kieszonki w naskórku, którą rozwierał za pomocą spłaszczonego dłutka w kształcie śrubokręta. Na ranę nakładał plaster, po czym wkładał na czoło chorego czarną opaskę z trzema tasiemkami – dwiema z boku i jedną pośrodku – które wiązano z tyłu głowy, żeby opatrunek dobrze się trzymał. Jeśli operacja miała przynieść pomyślny skutek, nacięty; musiał odbyć nowennę; musiał codziennie się spowiadać i przystępować do komunii świętej, spać sam i w pościeli białej i czystej, pić ze szklanki lub innego osobistego naczynia i przestrzegać ścisłej diety” – pisze autor „Historii ciała”.