Kulisy wyboru Karola Wojtyły na papieża. "Tajemnice konklawe" wychodzą po latach
- Kościół w kryzysie spowodowanym śmiercią dwóch papieży potrzebował silnego wsparcia, nowego impulsu. Z moich kalkulacji coraz wyraźniej wynikało, że wybrany może zostać Polak - wspomina w swojej wydanej właśnie książce Jacek Moskwa. Publikujemy fragment "Tajemnic konklawe 1978".
– 29 września byliśmy u kardynała na śniadaniu razem z księdzem Franciszkiem Macharskim, rektorem krakowskiego seminarium duchownego – opowiadał kardynał Dziwisz. – Nagle do pokoju wszedł kierowca metropolity Józef Mucha i powiedział łamiącym się głosem, że papież nie żyje. "To niesłychane, niesłychane" – powtórzył Wojtyła. Wstał zamyślony, poszedł do swojego mieszkania i stanął przy oknie w milczeniu; widać było, że jest pogrążony w modlitwie. Bardzo go to zaskoczyło. Co sobie wtedy myślał – nie wiadomo, ale wyglądał na głęboko wstrząśniętego. Na co dzień bardzo się kontrolował, nie uzewnętrzniał swoich myśli.
– Czyli jednak musiał pomyśleć o tym, co go czeka? – powtórzyłem pytanie.
– No cóż, nietrudno to sobie wyobrazić – potwierdził kardynał Dziwisz. – Już przed tamtym konklawe były różne spotkania z kardynałami zaprzyjaźnionymi i nie tylko. Mówiło się o tym. W homilii podczas mszy żałobnej w krakowskim kościele Mariackim Karol Wojtyła powiedział: "Cały świat, cały Kościół zadaje sobie pytanie, dlaczego? (…) Nie wiemy, jaki ma być sens tej śmierci dla Stolicy Świętego Piotra. Nie wiemy, co Bóg chce powiedzieć Kościołowi i światu". A co chciał powiedzieć jemu? Karol Wojtyła był przez całe życie człowiekiem skromnym i pełnym pokory. Od dawna jednak docierały do niego głosy, że mógłby być papieżem, więcej, że powinien być papieżem. Zapewne odsuwał od siebie tę myśl, ale ciągle była ona obecna.
Przyjaciele, którzy rozstawali się z nim w Polsce przed odjazdem na drugie konklawe roku 1978, odnosili wrażenie, że jest jakiś nieswój. W niedzielę 1 października kończył wizytację kanoniczną parafii Świętego Józefa w osiedlu Złote Łany w Bielsku-Białej. Krakowscy przyjaciele i współpracownicy, Ludmiła i Stanisław Grygielowie przybyli tam, aby go zobaczyć: – Chcemy się pożegnać, bo przecież ksiądz kardynał nie wróci. – Dlaczego tak eschatologicznie mówicie? – Wymiana serdecznych uścisków i kardynał odszedł wyraźnie przejęty. 2 października uczestniczył w obradach Rady Głównej Episkopatu. Spotkał się przy tej okazji z Bohdanem Cywińskim. Niepokorny autor "Rodowodów niepokornych" pisał swoją następną książkę, a kardynał Wojtyła wypłacał mu z własnej kieszeni stypendium – siedem tysięcy złotych miesięcznie. Cywiński znalazł się wówczas bez środków do życia po tym, jak musiał odejść z funkcji naczelnego redaktora miesięcznika "Znak" z powodu swojego udziału w politycznej głodówce, która miała nakłonić władze PRL do zwolnienia więźniów politycznych. Teraz zameldował, że kończy pierwszy tom.
Kardynał przekazał mu stypendium za trzy miesiące: dwadzieścia jeden tysięcy złotych.
– To wszystko, co mamy, nie zostało nam nic na opłaty lotniskowe – zaprotestował sekretarz Eminencji ksiądz Stanisław Dziwisz.
– Nic nie szkodzi, pożyczę wam te dwa tysiące – powiedział Cywiński. Potem często żartował, że gdyby nie jego "pożyczka", może historia Kościoła i świata potoczyłaby się inaczej.
*Ostatnią noc w Polsce Karol Wojtyła spędził, jak zwykle, w "szarym domu" Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego w Warszawie. Zatrzymywał się w nim również podczas innych swoich pobytów w stolicy od roku 1958. Mieszkający w tym gmachu ksiądz Jan Zieja wielokrotnie widywał go leżącego krzyżem na podłodze w skromnej kaplicy. Zobaczył go w tej sytuacji także tamtej nocy. *Sąsiadami sędziwego kapłana byli Stefan i Maria Swieżawscy. Rano profesor spotkał kardynała na podwórku, kiedy zmierzał do samochodu mającego odwieźć go na lotnisko. Chociaż kontakty ich były zawsze bardzo serdeczne, to teraz Karol Wojtyła jakby nie zauważył przyjaciela.
Wbrew ich normalnym zwyczajom pożegnał się tylko zdawkowo. Wsiadł do auta zupełnie nienastrojony do jakichkolwiek wynurzeń. Miało to miejsce bardzo wczesnym rankiem, około piątej. Samolot Polskich Linii Lotniczych LOT odlatywał 3 października o godzinie siódmej trzydzieści rano. Na Okęciu trzeba było stawić się dwie godziny wcześniej. W rzymskim porcie lotniczym Fiumicino oczekiwał wierny przyjaciel biskup Deskur, który znowu zawiózł ich prosto do Świętego Piotra. Przy wejściu do bazyliki czatowała grupa dziennikarzy.
– Co Eminencja sądzi o głosach, że papież został zamordowany?
– Odpowiadam tylko na poważne pytania – uciął krótko kardynał.
Już za chwilę, około jedenastej, modlił się przy marach, na których spoczywało ciało Jana Pawła I. Następnego dnia uczestniczył w jego pogrzebie. Padał ulewny deszcz, kardynałowie chronili się pod wielkimi czarnymi parasolami. Wieczorem w towarzystwie metropolity poznańskiego arcybiskupa Jerzego Stroby i sekretarza księdza Stanisława Dziwisza metropolita krakowski jadł kolację u biskupa Deskura. Przyjaciel i tym razem nie krył, że Karol Wojtyła był jednym z kandydatów do sukcesji na Stolicy Apostolskiej, wskazanych przez Pawła VI. Nazajutrz, 5 października, zbiera się Kongregacja Generalna Kardynałów, pierwsza, w której uczestniczył podczas tej sede vacante. Wczesnym popołudniem, o pierwszej, spotkanie w Kolegium Polskim. Obok polskich hierarchów (biskupi Rubin, Wesoły i Gurda) byli obecni także świeccy przyjaciele z Krakowa – redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego" Jerzy Turowicz i poeta, felietonista tego pisma Marek Skwarnicki, przybyły wcześniej do Rzymu na obrady Papieskiej Rady do spraw Świeckich.
– Od 1976 roku aż do śmierci Pawła VI był on – z rekomendacji kardynała Wojtyły – członkiem Papieskiej Rady do spraw Świeckich. Papieskie nominacje wygasają z końcem pontyfikatu. Jan Paweł I podtrzymał mianowania swojego poprzednika i Marek Skwarnicki poleciał do Rzymu na kolejne posiedzenie Rady. Przewidziana dla niej audiencja u papieża już się nie odbyła.
Zobacz też: Anegdoty o Karolu Wojtyle
– Zamiast niej był pogrzeb – wspominał Skwarnicki. – Ponieważ członkowie Rady przyjechali z całego świata, kardynał kamerling, który sprawuje władzę, gdy nie ma papieża, zezwolił, abyśmy odbywali zebrania. Nie wolno było tylko podejmować decyzji. W naszych obradach uczestniczyły różne panie z włoskiej Akcji Katolickiej. Poczułem, że traktują mnie w jakiś szczególny sposób, z tajemniczymi uśmiechami. Nie rozumiałem dlaczego. One natomiast wiedziały, że jednym z kandydatów wskazanych przez Pawła VI był kardynał Wojtyła. Wówczas mi tego nie zdradziły. Ja jednak i bez tego wiedziałem swoje. Pojawiały się nazwiska także innych papabili spoza kręgu włoskiego. Byli nimi Anglik Basil Hume i Argentyńczyk Eduardo Pironio. Jak się zresztą okazało, nie byli to kandydaci z dużymi szansami. Przez Radę do spraw Świeckich przenikała globalna polityka duszpasterska. Panowało w niej bardzo silne nastawienie na Trzeci Świat, jako poważny problem jawiła się teologia wyzwolenia, księża z karabinami i podobne zjawiska. Dochodziłem jednak do wniosku, że Pironio nie ma szans, bo jako Latynos nie zapanuje nad tym fermentem. Hume jako Brytyjczyk miał zbyt wyraźne konotacje narodowe, trudne do przyjęcia dla Francuzów, Niemców czy Włochów.
Kościół w kryzysie spowodowanym śmiercią dwóch papieży potrzebował silnego wsparcia, nowego impulsu. Z moich kalkulacji coraz wyraźniej wynikało, że wybrany może zostać Polak. Wyszyński – bardzo ceniony, ale jednak zbyt polski. A więc Wojtyła. Jeszcze przed konklawe wróciłem do Krakowa i mówiłem kolegom z "Tygodnika Powszechnego", aby szykowali się na jego wybór. Również i inni uczestnicy spotkania w Kolegium Polskim odnosili wrażenie, że kardynał był nieobecny duchem. Jakby udział w rozmowie sprawiał mu pewien trud. Po obiedzie poprosił ich na chwilę rozmowy do saloniku. Pytał o Radę do spraw Świeckich. Potem dyskurs zszedł na temat śmierci Jana Pawła I.
Kardynał mówił, że w dniu poprzedzającym noc śmierci papieża wizytował jedną z parafii, której nazwy nie może sobie przypomnieć, a podczas mszy wybuchła gwałtowna burza. Kardynał nagle przerwał tę opowieść, nie dopowiadając do końca swojej myśli. Kiedy przez uchylone drzwi zajrzał ksiądz Dziwisz, przypominając o następnych spotkaniach, metropolita krakowski na pożegnanie uściskał gości szczególnie serdecznie, co zdziwiło nawet Marka Skwarnickiego, który chociaż od lat współpracował z kardynałem, to nie uważał się za jego bliskiego przyjaciela. Jerzy Turowicz był z nim zawsze bliżej. Kiedy wychodzili, sekretarz ksiądz Stanisław Dziwisz powiedział: "Módlcie się, aby wrócił do Krakowa". W niedzielę 8 października w kościele polskim Świętego Stanisława przy via Botteghe Oscure prymas Polski kardynał Wyszyński celebrował mszę za duszę zmarłego papieża. Homilia wygłoszona przez kardynała Wojtyłę wywarła na wszystkich silne wrażenie swym bardzo osobistym tonem, wczuciem w sytuację człowieka, którego Chrystus powołuje do najwyższego zadania:
"Myślę, patrząc poprzez te sześć tygodni na wydarzenie, które miało miejsce w dniu 26 sierpnia w Kaplicy Sykstyńskiej, że jakaś analogia tej rozmowy Chrystusa z Szymonem Piotrem powtórzyła się także i wówczas. Następstwo Piotra, powołanie do godności papieskiej zawsze zawiera w sobie wezwanie do największej miłości, do szczególnej miłości. I poniekąd zawsze Chrystus pyta tego człowieka, któremu mówi: »Pójdź za mną« – tak jak zapytał wtedy Szymona: »Czy mnie miłujesz więcej niż ci?« – Wtedy serce człowieka musi drżeć. Drżało serce Piotra i drżało serce kardynała Albina Lucianiego, zanim przybrał imię Jan Paweł I. Serce ludzkie musi wtedy drżeć, bo w tym pytaniu jest takie żądanie: Musisz miłować! Musisz miłować więcej niż inni, jeśli ma być ci powierzona cała owczarnia, jeżeli owo: »Paś baranki moje, paś owce moje« ma dosięgnąć tego wymiaru, jaki dosięga w powołaniu i posłannictwie Piotrowym (…). I patrząc na człowieka, który w dniu 26 sierpnia przyjął imię Jan Paweł I, i patrząc potem na te wszystkie dni – trzydzieści trzy dni jego pontyfikatu – myślimy, że wystarczy. Bo miłość ma inne rachuby, podlega innym prawom".
_ Jacek Moskwa, wieloletni korespondent polskich mediów w Watykanie, biograf Jana Pawła II dotarł do ostatnich świadków tamtych dni – kardynałów, dziennikarzy i bliskich Karola Wojtyły. Nie publikowane dotąd wypowiedzi i fakty to okazja, by zrozumieć, co rzeczywiście stało się w dniach, które zmieniły świat. Książka "Tajemnice konklawe 1978" ukazała się nakładem wydawnictwa Znak. Dostępna od 1 października. _