Trwa ładowanie...
recenzja
19-05-2010 11:36

Kukły i groza - z Barceloną w tle

Kukły i groza - z Barceloną w tleŹródło: Inne
d1pxmvx
d1pxmvx

Po Marinę Carlosa Ruiza Zafóna sięgną przede wszystkim dwie kategorie czytelników: odbiorcy z twórczością Hiszpana obeznani oraz ci, którym co prawda wspomnianego autora zarekomendowano, aczkolwiek wiedzę o nim mają mglistą. Zaliczam się do drugiej podgrupy, co w dużej mierze zaważyło na końcowym wyniku czytelniczych z Mariną zmagań. Rozgrywka, póki co, pozostaje nierozstrzygnięta. Bo ekwilibrystyczne zabiegi dramatyzująco-pubudzające, stosowane przez Zafona z niemałym upodobaniem, skutecznie utrudniają mi jednoznaczną ocenę jego książki. Mamy oto do czynienia z przestylizowaną powieścią grozy dla młodzieży (i nie tylko?), utrzymaną w konwencji melancholijno-refleksyjnych wspomnień głównego bohatera. Deszczowa aura Barcelony lat 80-tych jest tu, urokliwym poniekąd, tłem dla rozgrywających się wydarzeń – miejscami mrożących krew w żyłach, kiedy indziej skłaniających do refleksji nad ludzką ułomnością i nieuchronnością śmierci. Piętnastoletni Óscar Drai, przemierzając widmowe zakątki willowej dzielnicy
Sarriá, poznaje tajemniczą Marinę, mieszkającą w opustoszałym domu z ojcem, Germánem. Razem wpadają na trop kobiety w czerni, odwiedzającej leżący na pobliskim cmentarzu bezimienny nagrobek z wyrytym nań emblematem czarnego motyla. Podążając śladem nieznajomej, „odkrywają zapomnianą historię rodem z Frankensteina i XIX-wiecznych thrillerów” – dowiadujemy się z opisu umieszczonego na tylnej okładce książki. Przytoczone przez wydawcę przykłady są nadzwyczaj trafne. Zafón opiera bowiem fabułę na kuriozalnych opisach przerażających monstrów, ożywających kukieł-zombich i ciemnych stworów pełzających po cuchnących ścianach podziemnych kanałów ściekowych.

Od kuriozum do śmieszności niedaleka droga. Marina jest tego najlepszym przykładem. Czytając pierwsze rozdziały książki, nie sposób nie docenić czaru stworzonej przez Zafóna gotyckiej wizji Barcelony – z jej ciemnymi zaułkami, willami obrośniętymi bluszczem czy staroświeckimi kamienicami, skrywającymi mroczne tajemnice i równie mrocznych mieszkańców. W przekonaniu o ambitnym, wieloznacznym przesłaniu dzieła przekonuje czytelnika sam autor, pisząc we wstępie: Marina jest najtrudniejszą do sklasyfikowania, najbardziej nieokreśloną ze wszystkich powieści, jakie dotychczas napisałem, i być może najbardziej z nich osobistą”. Początkowe zauroczenie czytelnika, nieświadomego rzeczywistego charakteru książki, pryska podczas sceny w zapuszczonej oranżerii. Dramatyczny opis ataku zmutowanych manekinów-zombich na bezbronnych bohaterów skwituje taki odbiorca krótkim, acz treściwym parsknięciem. Podstawowym zarzutem, jaki można wobec Mariny wysnuć, jest swoista dychotomia składających się na opowieść
elementów. Z jednej strony widzimy niepokojący obraz Barcelony i towarzyszącą mu aurę tajemnicy, doskonale zarysowane napięcie cechujące relację Óscar vs. Marina oraz gorzkie refleksje nad śmiercią i pragnieniem jej przezwyciężenia. Z drugiej natomiast - szalonego Czecha-protetyka opętanego wizją walki z deformacjami ludzkiego ciała oraz jego armię wskrzeszonych trupów z odtworzonymi kończynami, metalowymi kłami i szponami w miejscu rąk. Nie do końca podobne stwory wpisują mi się w konwencję powieści grozy, aspirującej do miana „strasznej – niemniej ambitnej”. Nie do takich wybryków przyzwyczaił mnie Edgar Allan Poe w swych groźno-mrocznych nowelach. Nie sposób też jednoznacznie zaklasyfikować Mariny do nurtu tradycyjnej powieści gotyckiej. Barcelońskie kanały i hasające po nich ożywione kukły to raczej marna imitacja średniowiecznych zamczysk, spowitych ponurą aurą zjaw i duchów. Chyba, że uznamy Zafóna za pisarza postępowego, dostosowującego utarte literackie szablony do współczesnych zmechanizowanych
realiów. W dużym skrócie: absurdalność „sensacyjnego” wątku powieści może skutecznie zakłócić odbiór całościowego przesłania Mariny.

Oczywiście w przypadku wiernych czytelników prozy Zafóna powyższy zarzut nie będzie miał zbyt wielkiego znaczenia. To kwestia indywidualnego gustu i stopnia tolerancji dla wydumanej wyobraźni autora. Jednych Marina zachwyci, drugich w konsternację wprawi. Niemniej jednak powieść Hiszpana czyta się w tempie ekspresowym. To jedna z tych książek, które unieruchamiają w fotelu na bitą dobę, bez przerw – dopóki czytelnik nie dobrnie do ostatniej strony. Następnie, zaintrygowany, sięgnie po inną powieść Zafóna – i straci kolejną dobę, w tym samym fotelu. Nie można więc autorowi odmówić zdolności skutecznego przyciągania uwagi odbiorców. A co do spektakularnych odautorskich zabiegów dramatyzująco-uatrakcyjniających (czyt.: padlina, ścieki, ożywione manekiny) – literackie pojęcie wiarygodności jest materią dość elastyczną. Cytując przekornie tytułową Marinę: „Czasami to, co najbardziej prawdziwe, dzieje się tylko w wyobraźni.”

d1pxmvx
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1pxmvx