Autorów piszących dla dzieci zwykle traktuje się pobłażliwie - ba, cóż to za literatura, te jakieś bajeczki i wierszyki!... Jeśli tworzą i dla dorosłych, mają nieco większe szanse na docenienie, ale jeśli nie - jakże często bywają zapominani! A przecież to właśnie oni uczą małego czytelnika, czasem jeszcze na długo przedtem, nim rozpocznie usystematyzowaną naukę, umiejętności dobierania i łączenia słów, kształtują jego wrażliwość, wyobraźnię, poczucie humoru, często przy tym przekazując wiedzę wykraczającą poza ramy szkolnego programu. Podobnie jak co najmniej dwa pokolenia przede mną, należę do dość licznej rzeszy czytelników, wychowanych na doborowej polskiej literaturze dla dzieci, mającej swoje początki w latach międzywojennych. Nie sposób mówić o tej literaturze, pomijając nazwisko autorki Plastusiowego pamiętnika czy Rogasia z Doliny Roztoki.
Ale co właściwie wiemy o Marii Kownackiej, poza tytułami jej utworów i datami, w których zamknęło się jej długie życie? Lukę w tej wiedzy częściowo wypełniają wspomnienia jej krewnych i znajomych, które znalazły się w zbiorze Plastusiowa mama. Częściowo, bo w chwili zbierania materiałów do tej książki nie było już na świecie rówieśników pisarki, a jej siostrzeńcy, cioteczne wnuki i prawnuki czy też współpracownicy z oczywistych względów mogli opowiedzieć tylko o stosunkowo późnym okresie jej życia. Z ich wspomnień wyłania się postać wcale nie posągowa, mająca swoje dziwactwa i przywary, ale zawsze aktywna, pełna pomysłów, rozumiejąca dzieci i kochająca przyrodę (czego odzwierciedlenie znajdujemy w licznych jej książkach, zwłaszcza we wspaniałym, a długo nie wznawianym, „Głosie Przyrody” stworzonym wspólnie z Marią Kowalewską). Pewną monotonię opowieści (czego trudno uniknąć, biorąc pod uwagę, że w pamięci krewnych pozostały te same miejsca i te same fakty) równoważy bogaty materiał fotograficzny i
garść zachowanych listów pisarki.
Książka jest przy tym pięknie wydana - z przyjemnością bierze się ją do ręki i zagląda do środka, a solidna oprawa daje gwarancję, że wiele wytrzyma i niejednemu pokoleniu czytelników przypomni o "Plastusiowej mamie".