Niewątpliwie Nowe przygody Bolka i Lolka to wydawniczy samograj. Już umieszczone na okładce kolorowe wizerunki bohaterów, którzy są dobrze znani z filmów animowanych, zachęcają maluchów do wyciągania rączek w kierunku książki, a ich entuzjazm z pewnością jeszcze wzmocniła udana kampania reklamowa (w tym na telewizyjnych kanałach dla dzieci)
. Z kolei rodzice, kierując się sentymentem do postaci, na których przygodach się sami wychowywali, z pewnością chętniej kupią swoim pociechom tę pozycję zamiast kolejnej książeczki o Franklinie czy Strażaku Samie. Dodatkową zachętą może być również to, że Nowe przygody Bolka i Lolka zostały bardzo atrakcyjnie wydane – ponad dwieście bogato ilustrowanych stron w ładnej, twardej okładce prezentuje się okazale, a przejrzysty układ tekstu (dość duża czcionka i spore interlinie) ułatwia młodym czytelnikom samodzielną lekturę.
Podkreślić należy, że tym wszystkim rzucającym się w oczy zewnętrznym walorom książki na szczęście atrakcyjnością dorównuje jej treść. Nie zostały tutaj bowiem zamieszczone przeniesione na papier dawne odcinki kreskówki, lecz mamy okazję poznać dziesięć zupełnie nowych historii z tą parą sympatycznych bohaterów, które napisało ośmiu starannie wybranych przez wydawcę autorów. Oddanie losów Bolka i Lolka w ręce kilku osób zaowocowało z jednej strony dużą różnorodnością pomysłów na przygody chłopców, z drugiej jednak momentami podczas lektury można mieć wrażenie, że nie tylko trochę różnią się oni od tych znanych z filmów, ale i od tych z sąsiedniego opowiadania. Nie chodzi bynajmniej o to, że bohaterowie grają w gry komputerowe (punkt wyjścia fabuły „Żarłocznej gry” Joanny Olech) czy zawierają znajomości na forum internetowym („Odwiedziny o północy” Grzegorza Gortata)
, bo przecież trudno czynić zarzut z tego, że autorzy nadążają za postępem technologicznym, skoro nie dzieje się to kosztem wartości utworów.
Natomiast kiedy ma się w pamięci zachowania postaci znane z ekranu, to można się trochę zdziwić, kiedy w „Wiklinowym potworze” Ewy Karwan-Jastrzębskiej Bolek celowo pozwala bratu wygrać bieg, skoro w „Remoncie” Michała Rusinka robi Lolkowi znowu takie psikusy, do jakich przyzwyczaił nas w filmowych przygodach, a już zupełnie zaskakujące jest, że w „Odwiedzinach o północy” Bolek przyznaje się do noszenia okularów... Inną sprawą jest, że takie niuanse umkną uwadze większości młodych czytelników, którzy po prostu z wypiekami na twarzy będą pochłaniać kolejne historyjki. Nie powinno im też przeszkadzać różnorodne podejście autorów do tematu - najwyżej niektórym osobom bardziej przypadną do gustu opowieści utrzymane w nieco baśniowej stylistyce (choćby „Gorączka jesiennej nocy” Macieja Wojtyszko czy „Pustynia” Joanny Olech), inni będą zachwyceni tymi rozgrywającymi się w zupełnie realistycznej scenerii (na przykład „Maszyna czasu” Wojciecha Widłaka albo „Remont”).
Oczywiście chęć sięgnięcia przez dzieci po Nowe przygody Bolka i Lolka wynika przede wszystkim z rozpoznawalności tytułowych bohaterów. Nie zmienia to jednak faktu, że opowiadania te byłyby równie ciekawe, gdyby zamiast Bolka i Lolka występowali w nich na przykład Wojtek i Kajtek. Właśnie dlatego wydawcy należą się wyrazy uznania, że nie nastawił się jedynie na odcinanie kuponów od uzyskanych praw do kontynuacji kultowej dobranocki, ale oferował młodym czytelnikom naprawdę atrakcyjną i wartościową pozycję.