Obraz Mona Lisa Leonarda da Vinci stale pobudza zbiorową wyobraźnię. Stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych elementów popkultury. Wielokrotnie reprodukowany, wykorzystywany literacko, filmowo – odarty jest z prawdziwej fascynacji i zachwytu nad malarstwem w ogóle. Najbardziej rozpoznawalny, jak „celebryta” – stopniowo traci tajemniczość. Czemu akurat Mona Lisa?
W malarstwie da Vinciego poszukuje się drugiego dna. Tym samym procesom ulega fresk Ostatnia wieczerza. W przypadku Mona Lisy ciągłe domniemania, kogo obraz przedstawia, jakie ukryte przesłanie zawiera, symbole itp. – wydają się już mało ciekawe. Dopada interpretacyjne zmęczenie i znużenie podawanymi częstokroć spiskowymi teoriami. Nie ulega jednak wątpliwości, iż właśnie ten obraz Leonarda da Vinciego jest znany każdemu. Od lat przebywa w Luwrze, możliwie najlepiej zabezpieczony, ale nie zawsze tak było. Trudno w to uwierzyć, ale najbardziej znany obraz świata został skradziony w początkach XX wieku. Bardzo interesująco historię tego zuchwałego rabunku przedstawia R.A. Scotti w książce Zagadkowy uśmiech. Tajemnica kradzieży Mona Lisy. W tym miejscu chwilę warto poświęcić tytułowi. Otóż polski tytuł książki może nieco wprowadzać w błąd. Tytuł oryginalny brzmi Vanished smile – i jest adekwatny do treści publikacji. W polskim brzmieniu natomiast odnosi się do samego obrazu, jego tematu i tajemnicy.
Nie ma związku z przedstawianym w książce aktem kradzieży. Niestety, nie da się zręcznie przetłumaczyć wyrażenia vanished smile na język polski – musiałby wówczas brzmieć: „zniknięty uśmiech”, a to jest dalekie od poprawności językowej. Myślę jednak, że wydawca mógł odejść od próby tłumaczenia tytułu w taki sposób, jak tego dokonał, bo jedynie podtytuł rzuca właściwe światło na to, o czym książka faktycznie stanowi. A podtytuły czasem gdzieś umykają. Bez niego potencjalny czytelnik mógłby wywnioskować, iż autorka kolejny raz zbiera domysły na temat samego przedstawienia – lekkiego uśmiechu Mona Lisy – a to wydaje się już mało interesujące. Inaczej natomiast wygląda kwestia kradzieży obrazu.
Scotti przeprowadza śledztwo. Przeanalizowała sporo materiałów, dotyczących tej sprawy. Próbuje odtworzyć przeszłe wydarzenia, szukać motywów, kreślić psychologiczne portrety uwikłanych w zniknięcie Mona Lisy. Usiłuje oceniać zebrane materiały i wnioskować. Jest w tym wiele z detektywistycznej pracy i tu można chylić czoło.
Autorka poświęca również rozdział historii powstania Mona Lisy oraz przygląda się losom Leonarda da Vinci. Wyjaśnia również, skąd obraz znalazł się we Francji, chociaż jego proweniencja jest włoska.
Historia kradzieży staje się również znakomitym pretekstem do ukazania epoki i jej barwnych postaci, jakimi byli Picasso i Apollinare. Ich przyjaźń i próba, jakiej zostali poddani jest ciekawe zarysowana. „Banda Picassa”, o której się wówczas mówiło, niby awangardowa, postępowa, ekscentryczna, pokazana zostaje, jako grupa w gruncie rzeczy słaba, niezwiązana ze sobą tak, jak się podejrzewało. Wątek wielkiego malarza i poety jest jednym z ciekawszych w książce Scotti. Nasuwa przy okazji myśl, pytanie o prawdziwą przyjaźń.
Książka rzuca „jakiś” ślad – jakiś – bo czy wszystko wyjaśnia? Niestety nie. Pozostaje sporo białych plam, które być może nigdy nie zostaną zapełnione faktograficzną treścią. Zaproponowane tropy wydają się wiarygodne, ale czy prawdziwe, pewne? Niektóre zdarzenia obrastają mitem, trudno się do nich odnieść i je sprawdzić. Nie ulega jednak wątpliwości, iż kradzież Mona Lisy była zdarzeniem, które poruszyło wówczas niemal cały świat – i to nie tylko świat sztuki. Stało się przyczynkiem do reformy muzealnictwa. To, jak był chroniony Luwr z początkiem XX wieku, dziś wydaje się wprost niewiarygodną historią. Wiele się od tego czasu zmieniło. Mona Lisa jednak niezmiennie trwa w Luwrze – miejmy nadzieję, że oryginalna – i na wielu różnych reprodukcjach w domach zwykłych śmiertelników. *Leonardo da Vinci na wyciągniecie ręki… *