Serhij Żadan, „Big Mac”
Liryczna (o)powieść złożona z rozdziałów, z których każdy jest odrębną całością. Podróżujemy samochodem, pociągami i autostopem. Spacerujemy ulicami starych europejskich miast. Pomiędzy haustami piwa i dymu słyszymy słowa, które zdradzają poetycką wrażliwość mówiącego. Jednocześnie brzmią szczerze i zwyczajnie. Historie z życia autsajderów opowiedziane niemal slangową gadką. Żadan chętnie zapuszcza się w zaułki rzeczywistości. Robi to z humorem, omijając patetyczne mielizny. Zapisuje realność z całą jej nieznośną uciążliwością i mimo niej daje nadzieje na wolność. W końcu gdziekolwiek nie rzuci nas los pozostajemy tylko ludźmi. Jak bohaterowie książki, których tak chętnie posądza się o hedonizm, kiedy próbują poradzić sobie z rozpaczą, samotnością i pustką. Przez Europę droga wiedzie w przeszłość. Narrator wraca do wieku dojrzewania – meczów piłkarskich, wódki, szaleństwa, porno i incestu. Nie są to słodkie wspomnienia. Mimo to w opowieści lśnią nie gorzej niż antyseptyczne wiedeńskie toalety.