Trwa ładowanie...
recenzja
23-11-2010 15:45

Krzyk ryb, czyli lekkość ciężkiej prozy

Krzyk ryb, czyli lekkość ciężkiej prozyŹródło: Inne
d1khs8e
d1khs8e

Sporo przeszła, była na skraju wyczerpania, wpadła w alkoholizm. Walczyła, jak to nazywa, z „łysym czortem", ale udało jej się tę bitwę wygrać i wrócić jeszcze na chwilę do najpiękniejszej okolicy na świecie – do Dobratycz nad Bugiem, nieopodal Brześcia. Tu jej kochana babcia Makrynia, tu siostra bliźniaczka, przyjaciółki z młodości i zaprzepaszczone gdzieś wielkie miłości. Wraca, by jak się okaże, stoczyć jeszcze jedną wielką bitwę. Tak zawiązuje się akcja Miasta ryb autorstwa białoruskiej pisarki Natalki Babiny. Trwający okres przedwyborczy stanie się w niej tłem dla dramatycznych wydarzeń. Dzieci sąsiada zaatakuje żmija i to symboliczne ukąszenie da początek całej serii zajść. Ktoś otruje babcię Makrynię, a potem będzie dybał na życie bohaterki. Opowieść o pięknej i lekko sportretowanej okolicy nie będzie wolna od pobić, aresztowań i tego, co tę okolicę od lat trzyma w bezsensie i beznadziei. I do czego białoruska literatura zdążyła nas przyzwyczaić. Ale wyposażona w CV każące myśleć o samej
autorce, bohaterka będzie walczyć, znajdować, jak to mówi, nory w czasie, uciekać, przenosić się, widzieć zmarłą babcię jako małą dziewczynkę. I pisać lekką powieść, opowiadając w taki sposób, jakby chodziło o wakacyjną przygodę. Ała Babylowa (tak nazwała swą bohaterkę Babina) wejdzie w pamięć przestrzeni, wsłucha w opowieści i każe wchodzić tym opowieściom w siebie. Ale przede wszystkim będzie działać. Walczyć, opowiadać, a także walczyć opowiadając. „Pewnie wyjdzie z tego powieść, ale (...)nie wszystko w niej będzie fikcją"- zaznacza.

Powieść Natalki Babiny opisuje świat pograniczny, rozpostarty gdzieś między Białorusią, Rosją, Polską, rozłożony w czasie i osadzony w różnych dyskursach, językach.Wciąga w świat polifonii i chce pokazać wszystkie dźwięki oraz zapisać, utrwalić ten najważniejszy, coraz słabiej słyszalny głos odchodzącego wraz z babcią Makrynią świata. Już jakiś czas temu tereny te zaludnili donosiciele, milicjanci i działacze KBB, a teraz przychodzą jeszcze przyozdobieni łańcuchami gangsterzy z konkretną propozycją. Chcą tu wybudować klub, który stara żyjąca jednak jeszcze ludowa mądrość nie pozwala nazwać inaczej jak burdelem. Bohaterowie powieści są zaś równocześnie obrońcami tego świata jak i pokoleniem, które wpisało się w proces jego odchodzenia. Pozostają wspomniane już nory w czasie, pamięć i opowieść ze swoją siłą i możliwością oswojenia, poukładania wszystkiego, co przeszła bohaterka. Taki kierunek interpretacji wskazują wszystkie umieszczone w powieści wtręty autotematyczne. Na początku i na końcu jest ich
bardzo dużo i są bardzo wyraźne. Stają się swoistą klamrą spajającą żywiołową opowieść – która wciąga, także opowiadającą (bohaterkę i autorkę), każąc jej bawić się konwencjami i gatunkami. W powieści pojawia się wątek detektywistyczny czy też sensacyjny, a bohaterowie co raz to posuwają się dalej w zorganizowanej akcji poszukiwania ukrytego przez niejakiego pana Tryznę (jubilera) gdzieś na brzegach Bugu skarbu.

Choć autorka (a raczej jej porte-parole) nie ucieka od społeczno-politycznych analiz i refleksji na temat białoruskich realiów, to dość zgrabnie udaje jej się wymknąć patosowi i typowemu sposobowi opowiadania. Jej bohaterowie tak samo często jak w strój opozycjonistów ubierani są w kostiumy detektywów czy poszukiwaczy skarbów. Jakby Babina z premedytacją chciała wszystkiemu z czym powieść walczy, odebrać siłę poprzez deheroizację i banalizację samej tej walki. W ten sposób powieść sama narzuca warunki gry i jest to jej duża siła i zaleta.Gatunki i strategie krzyżują się, stając się literackim rusztowaniem, siatką, spod której dobiega krzyk kogoś, kto cierpi, komu każe się cierpieć, ale kto nie przyjmuje narzuconego podziału na kata i ofiarę. To głos ryby, która nie może przyjąć, że jest rybą, bo wtedy nie mogłaby nic powiedzieć. Tak jak literatura opowiadająca o czymś, co „literackie" za bardzo nie jest, musi zostać literaturą, by móc z tym wygrać. Stąd ta przewrotność. Stąd lekkość tej ciężkiej prozy. I
stąd wyeksponowane na czwartej stronie okładki stwierdzenie, że „ta białoruska książka nie jest o Łukaszence!" Jest. Ale nie w takim stopniu jak o samej Białorusi, Dobratyczach, Brześciu i przede wszystkim ludziach. To o nich się tu opowiada ze wspomnianym założeniem, że pewnie wyjdzie z tego powieść. Wyszła. I to całkiem niezła.

d1khs8e
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1khs8e