Trwa ładowanie...
recenzja
04-09-2012 13:25

Kryzysowe pomysły z lewej strony

Kryzysowe pomysły z lewej stronyŹródło: Inne
d4mq8c6
d4mq8c6

Tony Judt zmarł niewiele ponad rok temu. Uważany za jednego z czołowych myślicieli anglosaskiej lewicy, miał skłonność do monumentalnych prac, z których * Powojnie* zostało już wydane w Polsce. Źle ma się kraj to dość krótka i rzeczowa książka, która była odpowiedzią na załamanie się rynków finansowych w 2008 r. i kłopot gospodarek wielu krajów. Lewica na całym świecie skorzystała z okazji i zaatakowała system światowy, który kształtował od lat 80 XXI w., oparty na kapitalizmie, liberalizmie i globalizmie. Judt przyłączył się do tego chóru, na szczęście jego głos odróżnia się od tandety napastliwej publicystyki ideologów, którzy nie dość, że nie mają pojęcia o ekonomii, to ich jedynym lekarstwem jest rezygnacja z tego, co przez ostatnie 30 lat tak dobrze działało, i to możliwie natychmiast.

Jak na lewicowego ideologa myślenie Judta jest na wskroś religijne. Kreśli on obraz ekonomiczno-polityczny XX w. poczynając od Wielkiego Kryzysu, który zakończył liberalizm XIX w., będący swoistym wygnaniem z raju. Zbawicielem okazał się John Maynard Keynes, któremu nie szczędzi Judt superlatyw, wciąż przywołując jego recepty z lat 30. jako możliwe do zastosowania dziś. Ekonomiczny wiek srebrny trwał do końca lat 70., do momentu wkroczenia do akcji wysłanników Złego pod postaciami Ronalda Reagana i Margaret Thatcher, którzy rozmontowali keynesizm, prywatyzując i liberalizując co się da. Wiele państw poszło za ich przykładem, głównie te, które zrzuciły jarzmo dyktatur (Ameryka Środkowa, Europa Wschodnia). Kryzys 2008 r. to oczywiście kara za grzech nadmiernego konsumpcjonizmu, deregulacji i spekulacji, jednak jest on okazją do absolucji i nawrócenia na państwowy interwencjonizm.

Książki Źle ma się kraju nie mogłem czytać bez irytacji, nie tylko dlatego, że moje osobiste poglądy są skrajnie odmienne od prezentowanych przez autora. Pomysły i sugestie Judta są nie do zastosowania w realiach gospodarki globalnej, od której nie ma odwrotu, bo w ciągu ostatnich lat bardzo potaniał transport międzynarodowy, a kapitał stał się niezwykle mobilny. Skoro najpotężniejsze państwo, którym jest USA, nie ma możliwości (ani chęci) regulacji, mimo że gołym okiem widać, że przestaje być beneficjentem uwspólnienia rynków, cóż mogą poradzić mniejsze kraje w starciu z takim stanem rzeczy. Wydaje się, że czynniki ekonomiczne spowodują powrót koncertu mocarstw, tym razem w skali globalnej – potężne państwa regionalne skupią wokół siebie klientelę drobniejszych podmiotów, uzależniając je ekonomicznie. Ten proces trwa w Europie, gdzie tandem Niemiec i Francji zdominował Unię Europejską, podobnie zaczyna się dziać w Ameryce Łacińskiej, gdzie dominuje Brazylia. W takim układzie struktury wielu państw
zostaną pozbawione możliwości wpływu na własną gospodarkę, a ich jedyną funkcją będzie bieżąca administracja. Państwa stają się coraz bardziej fasadami, a nie podmiotami życia społecznego, więc wydaje mi się, że wiara Judta, iż wzmożenie interwencjonizmu jest ratunkiem to pobożne życzenie, bez możliwości zastosowania, chyba że siłą.

Judt proponuje bowiem powrót do interwencjonizmu państwowego, całego nieszczęścia kryzysu upatrując przede wszystkim w załamaniu się zaufania i ekonomicznej presji na indywidualizację.To chyba jedyny pogląd, który współdzielimy: wysysanie czasu pracowników najemnych, regulowany przez obsesje wydajnościowe, powoduje niemożność uczestnictwa jednostek w życiu zbiorowym wspólnot lokalnych, ale i tych na wyższym poziomie, do państw włącznie. Stąd bierze się kryzys uczestnictwa w wyborach demokratycznych i spadek zaufania do instytucji państwa. Struktury stają się tak skomplikowane i prawnie zabetonowane, że przeciętni obywatele tracą zainteresowanie, uciekając do swoich małych spraw, dla nich zrozumiałych. Judt zdaje się nie rozumieć, że właśnie przeniesienie wielu uprawnień na państwo z jednej strony spowodowało zmniejszenie zaangażowania obywatelskiego („Oni to załatwią”, „Oni to powinni zrobić”), z drugiej sparaliżowało struktury państwowe, przygniecione coraz większą ilością zadań. To właśnie było istotą
reform Margaret Thatcher – prywatyzacja tych dziedzin, nad którymi nadzór administracyjny był niewydolny, kosztowny społecznie, wręcz szkodliwy. Judt używa przykładów, które zna: biurokracja francuska, brytyjska czy amerykańska są sprawne i dość odporne na korupcję. Nie dziwi fakt, że socjalizm udaje się w krajach skandynawskich, słynących z braku korupcji i zdyscyplinowania – wówczas rola redystrybucyjna państwa jest tańsza i skuteczniejsza. Niestety dla Judta więcej państw zachwyciło się liberalizmem i deregulacją, bo było to znacznie łatwiejsze, niż poprawa swoich struktur administracyjnych. Jaskrawo to widać na sztandarowym przykładzie autora, czyli kolejach brytyjskich, których prywatyzacja spowodowała degrengoladę. Jak pokazuje przykład polski utrzymanie dotacji państwowej przy koszmarnym zarządzaniu nie jest wcale lepsze.

d4mq8c6

Komicznie brzmią rozważania Judta, w jaki sposób w ramach państwa świeckiego odbudować małe społeczności – jeśli przynajmniej trzy pokolenia lewicowych włodarzy walczyło o sekularyzację społeczeństwa, są teraz zdziwieni, że przestają działać jedyne sprawne grupy lokalne, którymi były parafie – te bardziej egalitarne protestanckie w krajach anglosaskich i bardziej hierarchiczne w krajach katolickich. Wydaje się, że nie ma obecnie żadnej idei, która byłaby w stanie owe struktury odtworzyć – ludzie organizują się „zadaniowo”, wokół pojedynczych problemów, praktycznie nie tworząc ruchów oddolnych.Główne budulcowe lokalnych więzi społecznych, czyli kobiety, zajęte są w tej chwili rywalizacją z mężczyznami na ich gruncie, zaś podstawa struktury, rodzina, przeżywa największy kryzys od czasów starożytnych. Współczesna, postępująca atomizacja i indywidualizacja, słusznie krytykowana przez Judta, jest procesem nieodwracalnym w dającym się przewidzieć horyzoncie czasowym. Wydaje mi się wątpliwe, by dorastające
pokolenie narcystycznych i egoistycznych jedynaków z rozrastających się miast nagle poczuło wielkie więzi z bliźnimi, skoro nie mieli szans na to w rodzinie.

Sporo spostrzeżeń Judta jest wartych rozważenia. Jedną ze strukturalnych przyczyn kryzysu był upadek zaufania do instytucji finansowych oraz ich controllingu. Powszechna inżyniera finansowa doprowadziła do nadęcia balonu pustych pieniędzy, ale przede wszystkim łatwość tego procesu zdeprecjonowała pracę. Od wytwarzania ważniejszy stał się kapitał, co zdegradowało klasę pracowników najemnych, postępująca oligarchizacja stanowi zagrożenie dla demokracji. Ratunkiem jest rozsądna regulacja i surowe opodatkowanie kapitału spekulacyjnego przy jednoczesnym obniżeniu wielkich kosztów pracy, która ciążą na ledwo dyszących pracownikach etatowych. Jednak państwa nie mogą sobie poradzić z potężnymi i sprawnymi strukturami wielkich korporacji, które skutecznie opierają się wzięciu większej odpowiedzialności fiskalnej. Wciąż jest łatwiej regulować wpływy do budżetów krajów podatkami pośrednimi i dochodowymi niż od podmiotów gospodarczych.

Praca Tony’ego Judta jest summą lewicowego myślenia o współczesnym społeczeństwie, widzianym z perspektywy ekonomicznej. Pełna pasji i wiary w możliwość naprawy zepsutego przez liberalizm, widząca lekarstwo w naukach przeszłości, zwłaszcza etatyzmie, jest ciekawym i ważkim głosem w dyskusji o kryzysie, który zaczął się w 2008. Cóż z tego, skoro jest to głos naiwny, raczej operujący jaskrawymi casusami, a nie procesami, marzący o państwie jako samodzielnej strukturze, jedynej zdolnej do organizacji życia społecznego. Książka sprawiająca wrażenie zestawu pragmatycznych porad tak naprawdę jest kolejnym marzeniem o nowym, lepszym świecie i nowym lepszym człowieku, który jest jaki jest, a to lewicy zawsze przeszkadzało.

d4mq8c6
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4mq8c6