Trwa ładowanie...
recenzja
02-09-2011 00:18

Kryminał mistrzowsko podszyty historią obyczajów

Kryminał mistrzowsko podszyty historią obyczajówŹródło: Inne
d491j26
d491j26

Kat rzadko bywa wdzięcznym bohaterem powieści, choć od kilku lat obserwuję literackie zabiegi mające na celu nieco „uczłowieczyć” mistrzów małodobrych. Książka Córka kata zainteresowała mnie przede wszystkim dlatego, że autor tejże powieści do pracy zaprzągł był nie tylko własną wyobraźnię, ale jeszcze wiedzę z zakresu szeroko pojętej historii i etnografii. Jeśli dodać, że autor ma rodzinne koligacje z kilkoma panami od szczypiec i obcęgów, to tym bardziej zachęcam do lektury. Nie tylko wielbicieli kryminałów, entuzjastów wystaw w rodzaju „Średniowieczne narzędzia tortur”, ale przed wszystkim wielbicieli historii i wszelkich ciekawostek sprzed kilku setek lat.

Oto wkraczamy do niewielkiego miasta, a rzecz się dzieje w XVII wieku. Takiego miasta, w którym każdy kojarzy rajców miejskich, wie, gdzie szukać medyka i komu właśnie przeszedł koło nosa spadek. Taki urok małych miast. Miasto Schongau jest na tyle jednak duże i znaczące, że ma własnego kata. Czyli nie musi go pożyczać od sąsiadów. A kat ma zajęć sporo. Przybędzie ich mu jeszcze, gdy spokojną egzystencję bogobojnych mieszkańców zakłóci seria zabójstw dzieci, pojawienie się złowrogiej postaci o diabelskiej aparycji (a w tamtych czasach król piekieł nie miał wyglądu i elegancji Ala Pacino) i kilka niewyjaśnionych zjawisk. Władze miasta chcą sprawę rozwiązać jak najszybciej, a nic nie pali się tak szybko jak stos. Sprawę ułatwia fakt, że w Schongau, jak i w każdej większej mieścinie, żyje sobie nikomu nie zawadzając akuszerka, która nie tylko przyjmuje porody, ale także zna zioła, leki i garnie się doń dzieciarnia. Czyli idealna kandydatka do oskarżenia o uprawianie czarów. Historia rozkręca się na dobre,
gdy kat, jego córka, a także młody medyk postanawiają znaleźć prawdziwego zabójcę. Łatwo się domyślić, że dużo szybciej jest zmusić kobietę do przyznania się do czarów (bo na torturach, jak wiemy od Mordimera, człowiek przyzna się nawet, że jest osłem w pomarańczowe kropki), niż rozwiązać niezwykle skomplikowaną zagadkę kryminalną. Dzięki temu czytelnik dostaje jednocześnie finezyjną układankę poszlak i domysłów, a z drugiej pogoń z czasem bowiem czasu jest dokładnie tyle, ile akuszerka zniesie na torturach. Czyli niewiele.

Mocną stroną tej powieści są bohaterowie. Ciekawe osobowości, szczegółowo scharakteryzowane, nietuzinkowe, zaskakujące w swoich zapatrywaniach i działaniach, łamiące stereotypy. Kat najlepiej wpisuje się w tę charakterystykę.* I to właśnie kata, Jakuba Kuisla, a nie jego córkę, autor uczynił najciekawszą postacią opowieści.* Najczęściej pokazuje się kata jako nieczułego olbrzyma, barbarzyńcę z urodzenia i charakteru, którego zadaniem jest zadawać ból. Kat bywa też nierozumnym narzędziem, którego zadaniem jest wieszać i palić na stosie. Lub gorzej – pokazuje się go jako sadystę, który torturując zaspakaja swoje chore potrzeby, a zadawanie bólu sprawia mu po prostu przyjemność. Ku uciesze gawiedzi. Podobne stereotypy krążą po Schongau i całym ówczesnym świecie. Kat żyje jakby na marginesie społeczności, jest ledwie tolerowany – gdyż jest użyteczny, nikt jednak go nie zaakceptuje jako równorzędnego partnera w dyskusji czy przedsięwzięciu. Przynależność do rodziny kata też stygmatyzuje, katowskie dzieci
pobierają się w ramach tej tylko klasy i grupy zawodowej, a młoda córka kata od najmłodszych lat wie, że zostanie skoligacona z podobnym ojcu surowym i nieakceptowanym człowiekiem. Tym sposobem, urodzenie w katowskiej rodzinie definiuje dalsze losy syna bądź córki, które to dzieci od początku uważane są za gorsze. Autor pokazuje szczegółowo wszystkie te zależności, a także niesprawiedliwość ocen i pochopność opinii. Bo kat Jakub Kuisl katem stereotypowym nie jest. Jasne, zabija, torturuje, jest silny i brutalny, ale swój zawód przypłaca koszmarami, wyrzutami sumienia i koniecznością ucieczki w alkohol. Kiedy nie torturuje – troskliwie opiekuje się rodziną, chcąc nie tylko zapewnić im byt, ale także szczęśliwe życie. W swojej edukacji nie ograniczył się był do poznania działania własnych narzędzi, poszedł znacznie dalej kupując księgi i studiując tajniki ludzkiego organizmu. Potrafi leczyć, nie tylko przywracać do przytomności skazańca. Zna się na ziołach i umie wiedzę wykorzystać w praktyce, albo by
znieczulić torturowanego, albo by wspomóc mieszczanina, który ma problem z potencją, gorączką, kaszlem, czy wstydliwą chorobą. Jest człowiekiem instytucją, choć oficjalnie ludzie na ulicy raczej mu się nie pokłonią. Swoistym paradoksem jest fakt, że człowiek posądzany o jak najgorszy charakter jest w istocie człowiekiem rozumnym, prawym i pomocnym. Nie twierdzę, że portret narysowany przez Olivera Pötzscha idealnie odwzorowuje każdego mistrza małodobrego. Jakkolwiek, z przyjemnością jako czytelnik przyglądałam się takiemu bohaterowi. Niewątpliwie autor, potomek rodu Kuislów, którzy od XVI do XIX wieku byli najsłynniejszą dynastią katów w Bawarii, kata Jakuba pokazał z możliwie najlepszej strony, ledwie tylko wspominając o wadach. Zrobił to jednak w sposób ciekawy, w dobrym stylu, tak, że jego postać jest dobrze skonstruowana i świetnie wpisana w XVII-wieczne miasteczko. Autor, dysponując rodzinnymi archiwami i notatkami wzbogacił swoją powieść w mnóstwo szczegółów i ciekawostek, dzięki którym bardzo dobrze
można się wczuć w życie i funkcjonowanie bawarskiego miasteczka sprzed kilku setek lat. To niewątpliwa zaleta tej książki. Miasto odmalowano niesamowicie szczegółowo, pokazano strukturę społeczną, instytucje władzy formalnej i nieformalnej, zajęcia mieszczan i lokalny koloryt. W takiej oprawie rozgrywa się ciekawa historia z wątkami kryminalnymi, zagadka, którą należy rozwiązać, by uratować niewinne życie i przywrócić spokój. Naprawdę warto dać się wciągnąć do tego świata i zostać w nim na dłużej. Podążać tropem diabla z trupią ręką, przyglądnąć życiu codziennemu kata i zaprzyjaźnić z tytułową bohaterką, która sporo cech po ojcu dziedziczy. Wątek romantyczno-melodramatyczny też zaistniał. Na szczęście w strawnej formie.

Jeśli powiedzenie, że rodziny się nie wybiera zwykle miewa zabarwienie pejoratywne, to w przypadku rodziny autora powieści śmiem twierdzić, że los wybrał całkiem nieźle, a autor spisał się bardzo dobrze. Ku uciesze gawiedzi (też).

d491j26
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d491j26