Trwa ładowanie...
recenzja
10-11-2010 14:47

Krwawa dogrywka

Krwawa dogrywkaŹródło: Inne
d2ehif7
d2ehif7

Przed przeczytaniem Ostatecznej bitwyzastanawiałam się, w jakim stopniu ta książka będzie przypominała typowy amerykański film wojenny. Czy po „naszej stronie” będą charaktery wyłącznie dzielne i szlachetne, choć nie do końca pomnikowe – posiadające też bowiem zabawne, „odbrązawiające” słabostki, przeżywające czasem w piekle koszmaru pogodne sytuacje. Czy wróg będzie jedynie bezimiennym i pozbawionym twarzy potworem? I jak zostanie przedstawiona ta ostatnia bitwa drugiej wojny światowej, po której Okinawie do dziś została stacjonująca tam armia amerykańska? Armia znienawidzona, ale i konieczna: dająca zatrudnienie w tym najbardziej narażonym na bezrobocie zakątku Japonii, ale i budząca strach, że kolejna okinawska dziewczyna padnie ofiarą gwałtu dokonanego przez żołnierzy.

Tymczasem jest jednak ponad sześćdziesiąt lat wcześniej. Wiosna 1945, wojna w Europie właściwie już dobiegła końca, Niemcy skapitulowały. Ale nie Japonia – dla niej nie istnieje kapitulacja. Tylko zwycięstwo albo śmierć. Dlatego też Amerykanie szykują się na ostateczną walkę – lądują na Okinawie, wyspie na południowym krańcu Japonii. Trudno im wykrzesać z siebie waleczny entuzjazm. W końcu cały świat może już właściwie cieszyć się pokojem, tylko nie oni. Bitwa o Okinawę, z której ma dalej pójść atak na główne wyspy Japonii, ma charakter wymęczonej dogrywki.

I to dogrywki bardzo krwawej. Ostateczną bitwę zapełniają obrazy podziurawionych, zlanych krwią ciał, rąk czy nóg połączonych z resztą ciała jedynie skrawkiem mięśnia, zmiażdżonych twarzy, rozkładających się ciał „naszych” i „japońców”. Uczestniczymy w bitwie z pozycji żołnierza, czołgającego się w błocie, ostrzeliwanego gradem kul. „Nasi” mają imiona, nazwiska i życiorysy. Ten to fajtłapa, tamten wesołek, inny – dzielny i nieustraszony ratownik, wyciągający spod ostrzału rannych kolegów. Jeszcze inny – gorliwy katolik, zastanawiający się, czy Bóg zemści się na nim za zjedzenie indyka w Wielki Piątek. Ale ten indyk był przecież tak pyszny! Japończycy twarzy raczej nie mają. Są raczej bezimiennymi miotaczami kul, granatów, pilotami samobójczych misji. „Japońcami”, nieustępliwymi robakami wijącymi się w niezliczonych okinawskich jaskiniach. Amerykanie mają po swojej stronie technikę, Japończycy – naturę ze stworzonymi przez nią podziemnymi konstrukcjami. Z opisanych przez Sloana „naszych” tylko jeden
poczuje dziwną potrzebę poznania twarzy wrogów – zacznie kolekcjonować zdjęcia znalezione przy zwłokach Japończyków, często zabitych przez niego samego. Kilka tych zdjęć można obejrzeć w książce. Surowe, pozbawione uśmiechu japońskie twarze robią niesamowite wrażenie. Za życia nie zasługiwały na uwagę, po śmierci stają się niezwykle intensywną, milczącą egzystencją. Ich historii nigdy nie poznamy. Jedno ze zdjęć, przedstawiające grupę uczennic, nabiera wyjątkowo ponurego ciężaru – zostaje znalezione w szkole tuż po tym, jak znajdujący się w niej dziewczęta i nauczyciele popełnili samobójstwo.

Poza bohaterami zdjęć twarz zyskają jeszcze tylko japońscy wojskowi najwyższego szczebla – generałowie Ushijima, Cho i Yahara, twórcy okinawskiej kampanii obronnej. Są to trzy zupełnie różne charaktery: podobny do samuraja, pełen dostojności i rezerwy Ushijima; impulsywny polityczny ekstremista Cho; rozważny intelektualista Yahara. Wszyscy trzej jednak ucieleśniają japoński styl i sposób patrzenia na walkę, jakże różny od amerykańskiego. Amerykanie liczą każdego poległego, troszczą się o rannych i cywili – Japończycy preferują szaleńcze, gorącokrwiste ataki, gdzie śmierć jest nieważna. To podejście najlepiej ukazuje akcja Kikusui, ataki pilotów-samobójców na amerykańskie jednostki. Dla japońskiej armii priorytetem jest jak najboleśniejsze ugodzenie wroga, nawet jeśli ma to przynieść śmierć wszystkich żołnierzy, ba, całej Japonii. Przecież nawet zrzucenie bomby atomowej na Hiroszimę nie skłoniło zacietrzewionych członków rządu do ogłoszenia kapitulacji. Nawet później, po zbombardowaniu Nagasaki, w
szeregach wojskowych znajdowało się wielu, którzy chcieli przeszkodzić w zawarciu traktatu pokojowego, w myśl zasady: walczyć albo zginąć. Ostateczna bitwaukazuje makabryczny sposób patrzenia na tragedię bomby atomowej, która dla całego świata jest symbolem upadku człowieczeństwa. Dla umęczonych okinawską bitwą wydarzenia z sierpnia 1945 są wybawieniem: nie trzeba będzie już atakować Japonii! Można jechać do domu! Ofiary bomby są żołnierzom obojętne: cały lud japoński może zginąć, skoro jest tak uparty i nie chce się poddać nawet w obliczu oczywistej klęski.

d2ehif7

W tym zaślepieniu wzajemną nienawiścią prawie uchodzi uwadze tragedia ludności cywilnej. Spokojni mieszkańcy Okinawy, zawsze bardziej związani z Chinami niż z Japonią, posiadający odrębną kulturę, przez Japończyków uważani za prostaków, trafiają nagle w sam środek cyklonu, pomiędzy dwie walczące siły, z którymi praktycznie nic ich nie łączy. Setki lat rozwoju ich kultury, cała gospodarka i infrastruktura wyspy zostają zniszczone. Ogromu ich cierpień możemy się tylko domyśląć. Bill Sloan opisuje manifestacyjną wręcz dobroć żołnierzy amerykańskich, częstujących okinawskie dzieci słodyczami, opiekujących się zastraszonymi cywilami, bolejących nad każdym omyłkowo zabitym człowiekiem. Amerykanie są przedstawieni jako wzór humanitarnego prowadzenia wojny, w przeciwieństwie do Japończyków, nakłaniających Okinawczyków – z przerażającą skutecznością – do popełniania samobójstwa. Nie można powiedzieć, by obraz amerykański był przesłodzony, ale przypuszczam, że wiele tu przemilczano. Wystarczy jedno zdanie z
historii okinawskiej dziewczynki, która wraz z rodziną została zmuszona do tułaczki w poszukiwaniu bezpiecznego schronienia: „Shigeko była świadkiem gwałtu dokonanego na młodej kobiecie przez dwóch amerykańskich żołnierzy”.

To zdanie jest jednym z kilku, które zakłócają narrację prowadzoną przez pryzmat amerykański. Wprawdzie autor dba o obiektywizm, ale nie da się ukryć, że swoją książką chce uczcić amerykańskich „chłopców”, dzielnie walczących po słusznej stronie. Ostateczna bitwaopiera się w większości na wywiadach z tymi, którym udało się przeżyć okinawskie piekło. Jednak w całej książce jest dosłownie kilka momentów, które mogłyby zaniepokoić amerykańskich chłopców. Najważniejszym – ten, że wymuszone właśnie przez Amerykę otwarcie Japonii na zachodnie wpływy „wywołały ogromne zmiany wśród Japończyków – w tym zrodziły żądzę posiadania nowych terytoriów”. A stąd już był tylko krok do wybuchu japońskiego nacjonalizmu, który doprowadził do przystąpienia Japonii do krajów Osi. Warto o tym pamiętać: „słuszna strona” nie do końca ma czyste sumienie.

d2ehif7
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2ehif7