Dwaj austriaccy pisarze, Chrisopher Ransmayr oraz Martin Pollack, napisali trzy reportaże, nawiązujące do skomplikowanej historii wschodnich granic Polski.Czytelnikom spragnionym konkretów podpowiem, że wymienione w spisie rzeczy teksty, zmieściły się na niemalże sześćdziesięciu stronach. Nie mamy więc tu do czynienia z najgrubszym woluminem świata. Pomimo tego, że Pogromca wilków nie imponuje ani opasłością, ani gabarytami, to nie należy zapominać, że literatura nie jest dyscypliną, gdzie miara sukcesu sprowadza się do ilości popełnionych znaków. Wręcz przeciwnie. Liczy się zwięzłość, więc od razu przejdę do rzeczy.
Najbardziej treściwy jest drugi tekst, poświęcony domniemanemu bohaterstwu Ottona Schimka.Ów narodowości austriackiej męczennik z Wehrmachtu, doczekał się licznych artykułów w prasie polskiej, w prasie niemieckojęzycznej, a na jego przykład powoływał się w wymierzonych przeciwko rządom generała Jaruzelskiego homiliach biskup Tokarczuk. Szeregowy grenadier Schimk podobno odmówił udziału w rozstrzeliwaniu cywilów, za co sam został skazany na śmierć. Niektórzy nawet zastanawiali się, czy jego czyn nie był on większym bohaterstwem niż męczeństwo Maksymiliana Kolbe. Austriaccy autorzy, wcielając się poniekąd w adwokatów diabła, mocno nadszarpnęli wiarę w istnienie sprawiedliwego rodaka w hitlerowskich szeregach, który jak wielu w ostatniej fazie wojny został raczej zastrzelony za dezercję niż za humanitarny heroizm. Innymi słowy, rzeczywistość często mija się z naszymi wyobrażeniami, o czym świadczą pozostałe teksty, zarówno o bieszczadzkim pogromcy wilków, jak też o potomku polskich Żydów, zmuszonych do
opuszczenia kraju w roku 1968. Należy przy tym dodać, że nie są teksty demaskatorskie, a raczej zgrabnie, ze sporym wyczuciem przedstawione przykłady, powstawania prywatnych mitologii, które w niektórych wypadkach mogą mieć niemały wydźwięk w świadomości zbiorowej.
Pogromca wilków nie nadaje się na długą podróż pociągiem; raczej można się zapoznać z jego treścią na jakiejś krótszej trasie. Niemniej jednak, pomimo wrażania niedosytu, uważam, że teksty same w sobie bronią się całkiem nieźle, zachęcając do snucia różnorakich refleksji, obejmujących tak zacne dyscypliny wiedzy, jak historia i antropologia. Być może nie jestem pod ich wpływem zarażony jakimś entuzjazmem, ale niewątpliwie odniosłem wrażenie, że miałem tu do czynienia z kawałeczkiem solidnej, literackiej roboty, stąd moja umiarkowana pochwała.