Sezon na wiedźmina
Na przekór chronologii, zróbmy wypad w przyszłość. Jest początek listopada 2013 roku. Czytelnicy czekają na "Sezon burz" , kolejny tom przygód Geralta, oficjalnie zakończonych przecież przed kilkunastoma laty. Ale Sapkowski uspokaja. Nie przekreślił tego, co sam napisał, dopadło go natchnienie i wymyślił tak zwany "sidequel", czyli opowieść poboczną, osadzoną gdzieś pomiędzy jednym opowiadaniem a drugim. O dziwo, spora rzesza czytelników uznała, że niepotrzebnie, że może nie powinien był wracać na Kontynent, że to książka spłodzona na fali święcącej tryumfy popularności gry komputerowej.
Niesłusznie, bo "Sezon burz" cechowała ta sama językowa swada, co kultowe już (o)powieści. Czyżby nowe pokolenie nie potrzebowało już Geralta, a tym, co sagę czytali jeszcze w latach dziewięćdziesiątych wystarczą tamte książki? Oby nie. Szczególnie że Sapkowski nie traktuje adaptacji swoich dzieł jako prawowitych spadkobierców jego literackiej spuścizny i zostalibyśmy pozbawieni ewentualnych kolejnych wypraw na Kontynent.