Ja i Cassandra Clare... to długa historia, z przewagą spektakularnych upadków i niewielkimi, epizodycznymi wzlotami. W drugim (i, miejmy nadzieję, przedostatnim) tomie sequela Darów anioła trafiamy na przypadek mieszany.
Niektóre z wątków rozpoczętych w Mieście upadłych aniołów autorka kontynuuje w interesujący sposób. Przede wszystkim plus należy się za nieszablonowy finał dylematów Aleka, związanych z nieśmiertelnością jego partnera - czarnoksiężnika Magnusa Bane’a. Dla młodego Nocnego Łowcy bogata miłosna przeszłość ukochanego oraz jego potencjalne przyszłe związki, w które wejdzie po śmierci krócej żyjącego Lightwooda, stają się coraz większym problemem. Owocuje to idiotyczną i brzemienną w konsekwencje decyzją. Innym z udanie rozwijanych wątków jest odkrycie wampirycznej natury Simona Lewisa przez jego matkę i konieczność wyjaśnienia podjętych przez nią następnie kroków zaradczych nieświadomej dotąd przemiany chłopaka starszej siostrze - Rebece. Simon odwleka konfrontację z siostrą, która jest ostatnim - obok Clary - ogniwem łączącym go z jego dawnym, normalnym życiem. Jednak nie będzie mógł robić tego w nieskończoność. Równocześnie stopniowo zmienia się natura relacji łączącej go z Isabelle. Nocna Łowczyni, w
odróżnieniu od niego samego, nie tylko nie ma kłopotów z akceptacją jego nowej natury, ale jest nią wręcz zafascynowana. Średnio wypada natomiast, w sumie bardzo płaski, motyw odrodzonego związku wilkołaków: Jordana i Mai. Ale to, co w tym tomie zdecydowanie najgorsze, jest niestety zarazem dla jego fabuły kluczowe.
Mowa oczywiście o quasi-rodzinnym, połączonym osobą niesławnej pamięci Valentine’a, trójkącie: Jace - Clary - Sebastian/Jonathan. W finale poprzedniej odsłony Jace zniknął, podobnie jak zwłoki Sebastiana, które, jako że miał miejsce demoniczny rytuał z udziałem Lilith, już nie są zwłokami. W odsłonie obecnej Jace i Sebastian podróżują sobie, z pomocą jakże dogodnie niewykrywalnego magicznie wynalazku, pomiędzy różnymi europejskimi miastami (Wenecja, Praga, Paryż - wakacje życia!), realizując Demoniczny Plan Valentine’a 2.0 w wersji synowskiej. Jace został pod wpływem wzmiankowanego powyżej rytuału związany z Sebastianem i pozbawiony wolnej woli. Aby odzyskać Prawdziwego Jace’a, trzeba ów węzeł przeciąć. Co, jak się okazuje, łatwe nie jest i wymaga interwencji Nieba lub Piekła. Pojawiają się też obowiązkowe wątki demonicznych eksperymentów i kazirodztwa, a Clary zachowuje się tak idiotycznie, jak tylko zdoła.
Jeśli chodzi o nowości w świecie przedstawionym, to nie ma ich zbyt wiele.Poznajemy, trudniący się wyrobem broni Nocnych Łowców, zakon Żelaznych Sióstr oraz dowiadujemy się ciut więcej o zajmującej się nowonarodzonymi Podziemnymi organizacji Praetor Lupus, do której należy Jordan (przypomina poprawczak o zaostrzonym rygorze). Clave po raz kolejny okazuje się nikomu niepotrzebnym kwiatkiem u kożucha, który wszyscy bez problemu ignorują, działając za jego plecami i niezgodnie z obowiązującymi dyrektywami. Aż się człowiek zaczyna zastanawiać, o co tyle hałasu z tym reformowaniem systemu.
Wielowątkowość, przy rosnącej sprawności narracyjnej autorki, wychodzi powieści na dobre, bo pojawiające się regularnie przebitki z wątków lepszych nieco tonują niedorzeczności tych zdecydowanie gorszych.Dziury w logice występują w stężeniu, jak na standardy serii, bardzo umiarkowanym. W finale otrzymujemy epickie starcie w wersji mini i kilka drobnych problemów (jak kolejna przeszkoda na drodze do szczęścia Jace’a i Clary, które najwyraźniej staje się powoli równoznaczne z możliwością skonsumowania związku) - w sam raz na ostatni tom. Nieco lepiej przedstawia się strona wydawnicza - literówek wciąż dostatek, ale zniknęły zdania w języku „angielskawym” i eksperymenty fleksyjne w stylu „Jace’ego”. Podsumowując - wprawdzie spodziewałam się czegoś dużo gorszego, ale mogłoby być lepiej. Tylko że do tego trzeba by chyba wyeliminować dwójkę głównych bohaterów.