Denat bez śmierci? Śmierć bez krwi… Tajemnicze siły, które nagle zaczynają rozporządzać teraźniejszością… Ale czy wszystkich? Wydaje się, że główny bohater cyklu Rafała Dębskiego, nie zwraca na to uwagi. Zbyt zamknięty w sobie, zraniony, właściwie zagubiony w temacie „po co żyć”? Bohater, ale też przede wszystkim mściciel. Policjant, choć z tym słowem zdaje się wiązać miano „były”. Oto komisarz Michał Wroński. „… potrafi pan obrazić rozmówcę samym spojrzeniem.”. To prawda, potrafi. Nie respektuje też nikogo i niczego. A raczej już nie. Zresztą to ten świat, który teraz mu zarzuca taką właśnie postawę, tak go przecież sam, ukształtował. Tym bardziej, że jego jedyny zdaje się przyjaciel – major Bzowski, znalazł się za kratkami. Na dodatek nowe władze w policji zdają się mu nie sprzyjać, za plecami czuje tylko chłód. Mrożący codzienność i tak trudno. A co z owym „zwyczajnym” złem, z którym zawsze się mierzył? Zło triumfuje jak zwykle. Absurdalne procedury, poszukiwania prawdy, czy to wszystko ma sens? Co ze
sprawą Łazarza? Jego sprawą, jego życiem, jego zemstą… Co skrywa Zgromadzenie? Komisarz Michał Wroński po śmierci żony Doroty, nigdy się nie podniósł. Tak więc nie ma co oczekiwać raptownych zmian osobowości, tym bardziej, że życie wydaje się bawić nim dość brutalnie i igrać z nim okrutnie. Tym razem naprawdę musi zmagać się z całym światem. Wszystkimi, którzy są przeciwko mu i tymi, którzy wydają się pomagać, choć wcale nie mają takiego zamiaru. Przyjaciele nigdy nie istnieli, ale siły, z którymi winien walczyć, wydają się same wydawać mu rozkazy.
Labirynt von Brauna oraz Żelazne kamienie, kolejne tomy cyklu Dębskiego, pokazały nam komisarza może nie innego, ale specyficznego. Taki męski typ, który demony przeszłości wtopił w swoją codzienność. Jego skomplikowana osobowość zamknięta przez autora w postaci, do której chyba nikt z żyjących z nim nie może się przekonać. Michał Wroński – szorstki, brutalnie prawdomówny, nadzwyczaj drażliwy i zdający się nigdy i w żadnym miejscu nie widzieć dobra. Oto kwintesencja jego osoby. Komisarz. Szpiega, gliny, ale przede wszystkim poszukiwacza prawdy. Podczas tych czytelniczych obserwacji nie można nie zauważyć, że Wroński się zmienił. Nie był to gwałtowny proces, ale wynikający z przeżyć. Naturalny. Śmierć żony, kolejne wyzwania, wydawałoby się, że mógłby się poświęcić pracy, by tylko zapomnieć. Ale nie jest mu dane. Teraz, odbierając mu jedynego przyjaciela, autor nie pozostawia żadnej nadziei. Nie można powiedzieć, że komisarz Wroński tylko bardziej zhardział. On jest po prostu wściekły. Nie boi się niczego
i nikogo. Bo aby odczuwać strach, trzeba mieć cokolwiek, co można by stracić… Jego życie właściwie nie istnieje, nic więc dziwnego, że na „dzień dobry”, zraża do siebie wszystko i wszystkich. Ale nasz bohater ma też nowe cele.
U Rafała Dębskiego świetnie oddana psychika bohatera zdaje się spychać na drugi plan wątek kryminalny. Skąpani w treści z ciętym językiem autora, czytelnik wpada w otchłań szpiegowskich intryg. Świat wyuzdanych ambicji oraz inteligentnych przeciwników i nadzwyczajnej, wprost „nieetycznej” prostoty uderzenia komisarza Michała Wrońskiego. Autor przyzwyczaił czytelników do porywającej akcji. Tłoczących się szpiegowskich intryg, ale przede wszystkim męskich, dosadnych dialogów. Tutaj nie ma miejsca na zabawę w niedopowiedzenia. Wroński to bohater silny, kształtujący się na naszych oczach. Odnajdujący się w każdej sytuacji. Tym razem jednak zostaje postawiony przed sprawami, którym może nie sprostać. Najciemniejszymi, zazębiającymi się o niewypełnione sprawy z przeszłości, które sprawnie poruszą jego skostniałe człowieczeństwo. Jednak czy odnajdą i oczyszczą sumienie? Czy może i odgruzują bijące serce, gdy na drodze stanie kobieta? W końcu wciąż jest jedna, najważniejsza sprawa – jego misja, której poświęcił
tak wiele, i która odebrała mu wszystko…