Trwa ładowanie...
recenzja
14-11-2016 10:30

Kraj z kosmosu - Emiraty

Kraj z kosmosu - EmiratyŹródło: Inne
ddhvw16
ddhvw16

Do tego kraju wszyscy będziemy chcieli polecieć – zachęca do lektury okładka "Beduinek na Instagramie". Owszem, książka jest arcyciekawa, pouczająca i do przeczytania jednym tchem. Ale uważałabym z tym "wszyscy". Raczej należy powiedzieć: imprezowicze, zakupoholicy, wielbiciele hipernowoczesności – na pokład! Dla innych Zjednoczone Emiraty Arabskie będą pustynią duchową.

Nie ma tu warstw historii wyrażających się w zabytkach czy przybytków kultury takich jak biblioteki (bo i po co?), wizja urlopowej kawki podczas spaceru po starodawnym ryneczku to naiwność – w pięćdziesięciostopniowym upale nikt ani nie spaceruje, ani nie przesiaduje na zewnątrz, a kilometrowe odległości do najbliższego sklepu pokonuje się samochodem. Wybornej kuchni też tu nie uświadczysz. Arcybogate ZEA ze swymi głównymi miastami, Dubajem i Abu Zabi, to twór ostatniego półwiecza, wyłoniły się one jak fatamorgana z oparów odkrytej właśnie ropy, zmieniając prostych beduinów w krezusów o oszałamiających majątkach.

Bardzo mnie ciekawi, co skłoniło autorkę tego reportażu do pozostania tutaj aż przez kilka lat. Konkretnie pytając: co w tym kraju można robić po pracy, jeśli znudzi się imprezowanie i zakupy, ewentualnie szaleńcza jazda po autostradzie? Pustka, jaką musi być życie w ZEA dla osoby lubiącej treściwe rozmowy z przyjaciółmi, życie kulturalne, polityczne, społeczne wydaje mi się przerażająca. Nie kwestionuję sympatii i szacunku Aleksandry Chrobak do ZEA i jego mieszkańców – te są ewidentne. Autorka nie pomija żadnej okazji uczestnictwa w życiu tubylców, a przede wszystkim tubylczyń, bo to one przygarniają ją do swojego grona wiedzione instynktownym kobiecym porozumieniem. Dzięki tej postawie możemy zajrzeć do emirackiego domu, buduaru, na kobiecą część wesela, zajrzeć pod nikaby czy abaje i ze zdumieniem odkryć tam piękne kobiety ubrane w nowoczesne lub kapiące ozdobami stroje. Dowiedzieć się czegoś o życiu tych tajemniczych istot, które nie są aż tak zniewolone jak ich sąsiadki z Arabii Saudyjskiej, które mają
osobiste spojrzenie na własną sytuację, chociaż rzecz jasna nie mają tyle swobód, co kobiety z Zachodu, ale też potrafią się cieszyć brakiem odpowiedzialności i obowiązków, jakie muszą przejmować mężczyźni. Nie są też jednolite, co nadal nie jest dla nas oczywistością – stereotyp Arabki to na Zachodzie kobieta zakryta szczelnie czarną szatą i automatycznie nieszczęśliwa. Pewnie niejedna – i niejeden – z czytelników chętnie zamieniłby się miejscami z wyrafinowaną Emiratką, która wychodzi w południe ze swego zapewnionego przez państwo miejsca pracy, zasiada za kierownicą luksusowego samochodu (tak, tu znów różnica wobec zakazu prowadzenia auta przez panie, który obowiązuje Saudyjki!), bo woli kupić sobie kolejne markowe torebki, buty i zegarki, zamiast siedzieć w biurze – wiadomo, że i tak niemal cała praca w ZEA opiera się na imigrantach, którzy stanowią aż osiemdziesiąt pięć procent ludności kraju. Celowo piszę „ludności”, a nie „społeczeństwa” – przybysze z Zachodu, innych arabskich krajów, Indii,
Pakistanu, Indonezji, Filipin nie mieszają się między sobą, a rodowicy spadkobiercy Beduinów – z przybyszami. Nie ma więc wspólnoty tradycji czy interesów, która łączyłaby wszystkich mieszkańców w jedno społeczeństwo. Nieliczni rodowici Emiratczycy to gatunek objęty ochroną, rozpieszczony niesamowitymi państwowymi przywilejami, a otaczający ich przyjezdni walczą o przeżycie, o uszczknięcie jak najwięcej owoców ze złotego stołu petrodolarowego bogactwa, o przedłużenie kruchego pozwolenia na pobyt w raju, poza którym straszy rozpaczliwa bieda ich ojczyzn – lub, w przypadku zachodnich pracowników na kontrakt, zwykły dzień powszedni, bez szampańskiej zabawy i lenistwa nad basenami z popijaniem kolorowych drinków. ZEA, pisze autorka, to kraj przedłużonej młodości, gdzie czas nie upływa: brak jest pór roku, ciągle to samo gorąco, trudno rozróżnić jedną osobę od drugiej, bo ukrywają się pod zasłonami; rzeczywistość nie daje punktu zaczepienia i pozwala cieszyć się chwilą trwającą wieczność.

Ta baśniowa przestrzeń nie jest oczywiście za darmo (oczywiście pomijając rdzennych Emiratczyków), ale jest okupiona wysiłkiem setek przyjezdnych, którzy, często żyjąc w przedindustrialnych warunkach, w pocie czoła i przełykając upokorzenia, a nierzadko przemoc, budują emiracki sen. Aleksandra Chrobak sporą część swojego reportażu poświęca szczególnie smutnej sytuacji pomocy domowych, które – bywa – nie różnią się od niewolnic z czasów kolonialnych. To kolejny aspekt, który uwierałby mnie w ZEA – tak, jak uwiera i budzi protest autorki Beduinek.

Aby nie kończyć tej recenzji zbyt pesymistycznie: Emiraty z pewnością nadają się na krótki urlop, oderwanie od codzienności, oferują zobaczenie świata jednocześnie hipernowoczesnego i tradycyjnego. Emiratczycy bywają bardzo serdeczni, nie wyznają srogiego wahabickiego islamu Saudyjczyków, nie są tak pryncypialni, choć przybysz nie może jawnie łamać zasad i na przykład otwarcie kupować alkoholu. Nie są też napastliwi wobec kobiet, przeciwnie – zawsze pełni szacunku i uprzedzająco grzeczni. Pod białymi, czarnymi bądź kolorowymi strojami kryją się rozmaite osobowości i różnorakie podejście do życia – od pobożnej skromności do niemal nieukrywanego flirciarstwa, szczególnie w centrach handlowych. Tylko wieloletni pobyt w ZEA trudno mi sobie wyobrazić. Ale – co kto lubi!

ddhvw16
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
ddhvw16