Kiedy Dorota Masłowska pisze, otwiera nam głowy i zagląda do środka. To bolesny zabieg. Szczególnie, że wytrząśnięta stamtąd, bezlitośnie obnażona zawartość polskiej głowy przypomina sałatkę jarzynową z niedbale zamieszanych klisz myślowych, konsumpcyjnych pragnień, fanfar, sztandarów, tabloidowych newsów i ostatnio usłyszanych poglądów, a każdy z tych składników wyrażony jest w sobie tylko właściwym języku. W głowach kłębi się nam zatem prawdziwa wieża Babel, kilkanaście języków, a wszystkie – polskie.
Jak zostałam wiedźmą. Autobiograficzna opowieść dla dorosłych i dzieci jest książką, która dorosłym i dzieciom pozwoli stawić czoła tej straszliwej chwili, kiedy dziecko, karmione dotąd Tuwimem, Brzechwą i „Puszkiem-Okruszkiem” nagle robi zieeew i zacznie słuchać hip-hopu. Można wtedy zacząć desperować: „jak-ono-może-słuchać-takiego-łupania-i-o-czym-to-w-ogóle-jest-wulgaryzmy-same” albo kupić „Wielką księgę […]” i Małą książkę o […]”. Można też, co uważam za bardzo rozsądne i wyważone rozwiązanie, wcześniej nabyć Jak zostałam wiedźmą i przeczytać. Razem z dzieckiem, albo osobno.
To baśń o magicznej podróży na drugą stronę kołdry w różyczki, w krainę snu i teatru zarazem. Jest trochę strasznie, trochę dziwnie, a we śnie, jak to we śnie, można zobaczyć podszewkę życia. Słowną wieżę Babel, która wypełnia dorosłe, polskie głowy, widzimy tu w trakcie budowy, in statu nascendi. Dzieci chłoną wszystkie słowa: te zwyczajne, neutralnie opisujące rzeczywistość, te pełne emocji, dziwne, trudne, urzędowe, reklamowe, zabawnie przekręcone, zabawnie napuszone, te przeznaczone tylko dla dzieci i te dla dorosłych też. Stworzony z tych słów tekst tętni rytmem, który okazuje się równie naturalny, jak oddychanie.
Jest tu zła wiedźma, a nawet dwie, i jest dwoje dzieci. Chłopiec z iPhonem i chipsami, zżerany nudą i chcący „więcej, więcej, więcej”: „Możesz mnie zjeść, ale co mi za to kupisz?”. I jest dziewczynka, której, jak w dawnych baśniach udaje się wraz z wiernym rumakiem przemierzyć krainę snu i ujść cało ze śmiertelnej opresji. Dla innych będzie kara, pokuta albo nagroda – wedle zasług. W krainie snów nie będzie zamków, rzek i gór, będą ulice, markety i stacje benzynowe, pełne poezji i magii.
Przeczytajcie zatem wraz z dzieckiem baśń o wielkiej bitwie pomiędzy „być” i „mieć”. Później dziecko posłucha jeszcze hip-hopu, a za parę lat może spróbuje Białoszewskiego. Trzymam kciuki.