Koszmarne widziadła - recenzja komiksu "Ślepa uliczka"
Junji Ito, człek tyleż szalony i ekscentryczny (opierając się na jego komiksach grozy), co ciepły i serdeczny (bazując na komicznym albumie o kotach), przerysowuje na papier bodaj wszystkie senne mary i dziwności, od których jak nic roi mu się pod czaszką. Zapewne po to, aby nie pękła.
Bo stężenie tylu pokręconych wizji musi wywierać takie ciśnienie na ścianki umysłu, że akt artystyczny zyskuje również status terapeutycznej sesji, swoistego wentyla. A może to zupełnie nie tak? Lecz, po prawdzie, dla czytelnika nie ma zbytniego znaczenia, czemu mistrz komiksowego horroru dzieli się z nim tymi wszystkimi okropieństwami, póki skutecznie go nimi infekuje. Nie jest to bynajmniej przypadkowy dobór słownictwa. Obrazy japońskiego rysownika są niczym czarna pleśń z jednego z zamieszczonych w omawianym zbiorze opowiadań – przywierają do człowieka.
"Ślepa uliczka" to kolejne wydanie zbiorcze krótkich, niepowiązanych ze sobą fabularnie opowieści grozy, których spoiwem mogłoby być charakterystyczne dla Ito, manifestowane przez wymyślone przezeń postaci niemalże bierne przyzwolenie na nadnaturalne, wykoślawiające ich życie niewytłumaczalne zjawiska. Bohaterowie japońskiego mangaki posługują się logiką ze snu, a raczej z sennego koszmaru, stając się przewodnikami czytelnika po drugiej stronie lustra, całkowicie niezdolni odmienić tego, co dzieje się wokół nich; potrafią tylko głębiej zanurzać się w otchłań szaleństwa.
Owa niemoc jest niemalże paradygmatyczna dla całej jego twórczości i nieodmiennie powiązana z paranoicznymi obsesjami, czy jest to słyszący dziwne szepty zza ścianą dociekliwy student (opowiadanie tytułowe), czy próbujący odkryć mroczną tajemnicę ojca swojej sympatii chłopak ("Pensjonat"), czy przerażona niestosownym zachowaniem rodziny dziewczyna (bodaj najlepszy kawałek zbioru "Miasto bez ulic"). Czasem zdarza się Ito pudłować i epatować prowadzącym do, nomen omen, ślepej uliczki banałem (kiepskie "Stowarzyszenie palaczy" i "Autobus z lodami"), a jego kilkunastostronicowe opowiadania nie mogą się równać z ocierającą się o arcydzieło "Spiralą" czy świetną "Reminą – gwiazdą piekieł", ale recenzowany komiks to nadal nic innego jak zbiór zdjęć z wycieczki po labiryncie pełnym koszmarnych widziadeł. Brr.
Ocena: 8/10