Trwa ładowanie...
recenzja
17-04-2012 13:57

Kościół pod wezwaniem trójcy świętej - Gucci, Prada i Levis

Kościół pod wezwaniem trójcy świętej - Gucci, Prada i LevisŹródło: Inne
d2whspl
d2whspl

Andżelika ma szafę pełną ciuchów. Większości z nich nie nosi. Większości z nich nawet nie przymierzyła kupując. Andżelika ma szafę pełną butów. Modnych i tych, które modne były dwa miesiące temu. Są tam takie, które nie pasują do jej sylwetki, ale istnieją swoim bucim życiem na półce tylko dlatego, że wystąpiły w reklamie znanego projektanta mody. Andżelika ma szafę pełną torebek. We wszystkich rozmiarach i kolorach, a w każdej ma szminkę i błyszczyk i tusz do rzęs. Tubki kremów, zużyte do połowy wyrzuca, lakiery do paznokci, które przestały jej się podobać po jednym malowaniu lądują w śmietniku, niedopasowane bluzki, ściągnięte z internetu z drugiego końca półkoli, które nawet na nią nie pasują, wiszą smętnie na ścianie kontenera...

Andżelika jest uzależniona od zakupów.A także od trzech kieliszków wina co wieczór i od aukcji internetowych, w których realizuje swoją chęć współzawodnictwa. Jest uzależniona od marzeń – takich nierealnych, żeby na pewno nie mogły się spełnić i jej uszczęśliwić. Nie umie przyjmować komplementów, bo choćby nie wiem, jak pięknie wyglądała, nie czuje się godna, nie czuje się atrakcyjna. Ma męża, który spłaca jej liczne karty kredytowe i przed którym ukrywa pojawianie się wciąż nowych. Ma dzieci, które kocha nad życie, ale kocha tylko na chwilę, w przebłyskach tego obezwładniającego uczucia, a o których zapomina po dwóch chwilach zabawy, by odejść do komputera i śledzić kolejną aukcję.

Andżelika żyje urojonym życiem, życiem z gazet kolorowych magazynów, w których wypatruje nowych pantofli, po to, by kupić je na kredyt i dzięki nim czuć się lepsza. Ale też tylko na chwilę, na te kilka sekund, które trwa transakcja płatności kartą – czasem wtedy przeżywa orgazm – by wrzucić buty do torby i gdy przyjdzie do domu pomyśleć o tym, że ich kolor nie pasuje do żadnej z rzeczy, jakie wiszą w garderobie.

Andżelika miota się. Pomiędzy pracą, która jest dobra, ale nie przynosi jej satysfakcji. Pomiędzy mężem, którego kocha, ale którego nie umie docenić. Pomiędzy śmiercią rodziców – umarli jedno po drugim, dokładnie w odstępie roku – której nie potrafi im wybaczyć. Pomiędzy tęsknotą za szkolną przyjaciółką, z którą straciła kontakt i szuka jej na wszelkich portalach społecznościowych, w nadziei, że ponowne w nią spotkanie jest tym, co w końcu ją uszczęśliwi.

d2whspl

Andżelika to trochę taki odlew ze współczesnej rzeczywistości. Z jej macek konsumpcjonizmu, z jej wydawanych każdemu kart kredytowych, z jej przepychu na półkach supermarketów, z jej reklam telewizyjnych i znanych postaci podsuwających kremy, szampony, żele pod prysznic. Szczególnie, jeśli będąc dzieckiem marzyłeś o lalce Barbie, której nie można było kupić inaczej, jak za dolary i o małpce ssącej kciuk. Gdy miałeś tylko gumę balonową i kawałek gumy do majtek, żeby się dobrze bawić.

Andżelika to osoba, która się w tym zagubiła – teraz już nikt nie mówi, w co mamy wierzyć, jest wolność słowa i myśli. Jeśli chcesz być sam, bo tak ci wygodniej albo nie możesz znaleźć partnera – jest instytucja singla; jeśli chcesz wziąć ślub – są firmy, które dbają o każdy szczegół twojego wesela; jeśli chcesz płakać – zawsze masz pod ręką depresję i choroby cywilizacyjne. Nie ma już z góry narzuconej roli – kobieta to matka, żona, ewentualnie kochanka, a mężczyzna to mąż-myśliwy.* Nowa kurtka może spokojnie być Twoim bogiem, nawet znajdzie się jakieś miejsce na świątynię.* No i jest jeszcze cudowny wynalazek, jakim jest psychoanaliza – a tam najczęściej okazuje się, że wszystkiemu winni są rodzice – dawali za mało miłości, matka brała za dużo leków, a ojciec za dużo pił, dyndający na szyi klucz od mieszkania uszkodził ci serce. Sięgając wstecz, do drzewa genealogicznego Andżeliki to wszystko znajdujemy – matkę, niezadowoloną ze swojej roli żony bez męża, ojca wojskowego, ciągle w rozjazdach, pigułki na
sen, zdrady i gołąbki postawione na parapecie, do odgrzania. I już – gotowa recepta, możesz tym usprawiedliwić swój brak poczucia szczęścia...

Męczyłam się z czytaniem tej książki, mozoliłam. Odkładałam ją na półkę, żeby trochę odetchnąć, wypić koktajl z mrożonych truskawek albo zjeść tabliczkę czekolady. Nie da się jej czytać od tak, w piękny słoneczny dzień, dla czystej przyjemności. Jest ciężka, duszna, jest przesycona pesymizmem i beznadzieją. Główna bohaterka zapętliła się, wciąż wraca do punktu wyjścia, w którym stwierdza, że nie jest szczęśliwa, wciąż na nowo wytyka sobie swoje własne błędy i wciąż na nowo odwraca się od nich na pięcie i nurkuje w uśmierzaniu bólu. Wiem, wiem, może jest chora, może te złudzenia co do własnej osoby, nerwice, okazywane w sklepach i na aukcjach internetowych, i sonaty, które puszcza z płyt CD, by sobie udowodnić, jaka jest światowa – może to wszystko to choroba, może jakiś rodzaj depresji. Ale nie potrafię Andżelice pobłażać, nie potrafię jej współczuć. Nie potrafię nawet, gdy czytam, że chory na depresję neguje swój stan i nie chce go przyjąć, że potrzebna jest ogromna pomoc rodziny, żeby w ogóle zaczął
jakąkolwiek terapię. Nie potrafię winić Andrzeja za to, że nie odgaduje, co dzieje się z jego żoną i nie prowadzi jej siłą do psychologa. Mam ochotę ją spoliczkować albo na nią nakrzyczeć. Jest młoda, atrakcyjna, ma dom, męża, pracę, dzieci, spędza na Sycylii wakacje... Wiem, wiem, nie wszystko złoto, co się świeci i zawsze jest lepiej tam, gdzie nas nie ma... Ale z terapii nie rezygnuje się wtedy, gdy zaczynają się trudne pytania – terapia właśnie po to jest, a Andżelika ucieka, gdy zaczyna boleć. Tak jest łatwiej. Ale mam wrażenie, że Andżelika to po prostu rozpieszczona księżniczka, która zajada na śniadanie kawior popijany szampanem i dlatego nie wie, jak dobry może być chleb z masłem.

d2whspl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2whspl