Katolicki kryminał dla wymagających – takie zapewne plany snuł Joseph Thornborn pisząc Ostatnie objawienie. Tajemnice Kościoła, tajna organizacja, morderstwo i nieznane manuskrypty. To wszystko już było i przybrudziło parę pomników ze spiżu, z Leonardem da Vinci na czele. Powieści Dana Browna zaskarbiły sobie serca milionów czytelników na całym świecie, z których sporo uznało rewelacje przedstawiane przez pisarza za wiarygodne, ugruntowując tym samym istnienie teorii odwiecznie skrywanego kościelnego spisku. Podczas gdy motorem akcji w * Kodzie Leonarda da Vinci* było Opus Dei, (opisywane jako groźna katolicka siatka przestępcza), w Ostatnim objawieniu wrogiem numer jeden staje się satanistyczne ugrupowanie, kontrolujące media i mające wpływy w szeregach znanych osobistości, które za główny cel obrało sobie szerzenie jak najbardziej negatywnych opinii o
Kościele katolickim.
Wartka akcja, zagrożenie czyhające z najmniej spodziewanej strony, niewyjaśnione zbrodnie, a w centrum tego wszystkiego John Costa i jego małżonka, Kate, czyli Indiana Jones, ukrywający się pod dwiema postaciami. Dociekliwy dziennikarz i dzielna pani archeolog zwiedzą kawał świata (m. in. Rosję i Jordanię), natrafiając na kolejne zagadki. Punktem zwrotnym okaże się odkrycie prawdy o tajemniczym manuskrypcie (testamencie samej Matki Boskiej?), a prawi małżonkowie zrobią wszystko, by przywrócić dobre imię Kościołowi. Fikcyjnie i realnie, bo mniej więcej co kilka stron Thornborn wplata w wypowiedzi bohaterów krytykę * Kodu Leonarda da Vinci, który według niego namieszał w głowach prostych czytelników. Sam Thornborn nie jest jednak dużo lepszy. Podział na dobro i zło jest sztampowo sztuczny, postaci przerysowane, zwłaszcza jeśli chodzi o przedstawicieli Kościoła – papież, który kuli się w fotelu, przerażony zaistniałą sytuacją
wzbudza bardziej rozbawienie niż zaufanie, a co rusz pojawiające się pouczające frazesy drażnią niemiłosiernie.
*Jeśli odrzucić warstwę mentorsko-ideologiczną, mimo wszystko pozostanie całkiem zgrabna historia, do samego końca trzymająca w napięciu amatorów nieskomplikowanej literatury.Powieść skazana na kontrolowany sukces, w przeciwieństwie do książek Browna raczej nie wyrządzi nikomu krzywdy, dobrze jednak traktować jej tematykę z przymrużeniem oka, czego wyraźnie zabrakło autorowi. Epickość w amerykańskim stylu aż prosi się o kasową hollywoodzką ekranizację 3D z zapachem spalonego popcornu w tle. Lektura dobra na „odmóżdżenie” bez efektów ubocznych.