Format książki trochę wskazuje na to, że powinna się ona znaleźć w serii „dla żółtodziobów”. Zawartość na pewno przydatna osobom zawodowo związanym z marketingiem, ale raczej tym, którzy tworzą kampanie marketingowe. Po lekturze powinni oni być święcie przekonani, że znają pewną klasyfikację, według której postępują konsumenci.
Metafory głębokie, bo to o nich będzie.
Jako konsumenci zachowujemy się dosyć podobnie i przewidywalnie, mimo że wolimy o sobie myśleć jako o indywidualistach, osobach niepowtarzalnych, niepospolitych, bo my to A, podczas gdy większość to B. Okazuje się jednak, że owa większość postępuje mniej schematycznie niż się o niej myśli.
Metafory głębokie w głównej mierze określają nasze zachowania, i tak równowaga (lub jej brak) jest związana z ideą harmonii, podróż przypomina, że dla konsumentów wiele aspektów życia jest utożsamianych z podróżą, w szczególności życie. Jest też pojemnik, bo lubimy zbierać i gromadzić pieniądze, energię czy wspomnienia, jest także poczucie kontroli, zwłaszcza kontroli nad własnym życiem. Szczególnie dobrze „widać” kontrolę, gdy ludzie „poddają się” poważnej chorobie, ale także gdy „życie wymyka się nam spod kontroli”. A ruch, który kojarzy się z energią i witalnością? Albo natura, która podkreśla różnicę pomiędzy tym, co naturalne, a tym, co stanowi cywilizacyjną zdobycz? Kilka prostych określeń definiuje postępowanie konsumentów, którzy potrzebują systemu, pewnego rodzaju uporządkowania i logicznej struktury w życiu.
Pojawia się także kilka cennych spostrzeżeń, a wśród nich jedno, które dedykuję wszystkim aktualnie czytającym tę recenzję: „Komputer stanowi dobry przykład zasobu, który pomaga oszczędzać czas, ale też go zabiera. (…) Komputer pozwala mi szybciej płacić rachunki i oszczędza mój czas, ponieważ mogę częściej pracować w domu. Czasem jednak zdarza się, że włączam Internet, niezauważenie mijają trzy godziny i okazuje się, że mąż poszedł spać, a ja przegapiłam mój ulubiony serial.” Ach, jakie to prawdziwe! Tylko dlaczego pojawia się w książce o marketingu?
Jeśli ta książka miała pokazać, co wpływa na konsumentów, to pokazała – są ogólne motywy, którymi klienci się kierują. Samych klientów nikt zwykle nie pyta o zdanie, bo to kosztuje i niepotrzebnie podnosi koszty kampanii reklamowych. Tylko czy na pewno niepotrzebnie? Może warto zainwestować, aby mnie, konsumenta, zapytać o zdanie o produkcie i na tej podstawie kreować kampanie, a nie doznawać takiego olśnienia jedynie wtedy, gdy kampania nie przynosi efektów.