Buddyści lubią przytaczać przypowieść o ślepcach i słoniu. Głosi ona, że pewien król zebrał kilku ślepych od urodzenia, nakazał im podejść do słonia, dotknąć go i opisać słowami. Każdy z nich chwycił inną część ciała zwierzęcia i starał się powiedzieć, z czym mu się ona kojarzy. Jeden dotknął kła, drugi ucha, kolejny nogi, inny ogona. Każdy więc opisał słonia inaczej, porównał do innych znanych sobie przedmiotów. Ślepcy zaczęli spierać się o to, kto ma rację, kłócić, aż w końcu się pobili. A przecież każdy z nich miał rację. Każdy mówił prawdę, choć poznał tylko jej wycinek i do tego w sposób ograniczony, spowodowany niedoskonałością swoich zmysłów.
Przypowieść ta doskonale dowodzi, że ze względu na swoją ułomną naturę człowiek jest w stanie poznać tylko część prawdy o Bogu, świecie, samym sobie czy czymkolwiek innym (niepotrzebne skreślić). A każda ta częściowa prawda jest uprawniona do pretendowania do miana prawdy w takim samym stopniu jak inne. Choć na pierwszy rzut oka (i przy radykalnym założeniu, że „prawda jest tylko jedna”) może się komuś wydawać, że jedna część wyklucza inne, to w rzeczywistości uzupełniają się one, wspólnie budując obraz, którego jeden człowiek nie może objąć wzrokiem i wyobraźnią.
Takie założenie zdawało się przyświecać austriackiemu twórcy Leopoldowi Maurerowi podczas pracy nad komiksem „Miller & Pynchon”. Bo choć oparł swój album na kontrastach, to są one... mało konfliktowe. Słowo kontrast kojarzy się ze sprzecznością, niezgodnością, przeciwstawnością. Jak jednak uczy wyżej przytoczona przypowieść, takie jego rozumienie może prowadzić na manowce. Bardziej sensownie jest widzieć w kontraście różnice, które ze sobą współgrają, nawzajem się dopełniają, a może nawet nie mogą bez siebie istnieć.
Bohaterami krótkich komiksowych historyjek (w sumie dwudziestu) są dwaj mężczyźni. Wpisując się w popularny nurt komizmu opartego na kontraście, ich postacie Maurer czyni nieprzystającymi względem siebie. Może nie tak bardzo, jak to miało miejsce w przypadku Kajka i Kokosza czy Asteriksa i Obeliksa, ale jednak. Pynchon jest zdecydowanie większy, masywniejszy, powolniejszy, Miller zaś drobniejszy, ruchliwy, niespokojny. Oprócz zachowania różni ich również np. stosunek do kobiet (pierwszy z nich jest powściągliwy, drugi – namiętny) oraz wyznawana religia (pierwszy to protestant, a drugi – katolik). Z kolei odmienność fizjonomii obu bohaterów wskazuje na kontrast charakterologiczny pomiędzy nimi.
To właśnie konfrontacja dwóch typów osobowości, dwóch odmiennych mentalności i temperamentów, dwóch opcji postrzegania rzeczywistości i samego siebie, jest w komiksie Maurera kwestią najważniejszą. Zgodnie z przyjętym założeniem, konfrontacji ta raczej unika agresji czy nienawiści, nieobca jej jest zaś pewna doza tolerancji i wzajemnego zrozumienia. W osiągnięciu tego ostatniego pomocne okazuje się wspólne dążenie do celu, realizowanie zadań, które pasjonują zarówno Millera, jak i Pynchona. Z czasem współistnienie i współpraca obu bohaterów coraz bardziej się harmonizują, a ich wizje świata w coraz większym stopniu uzupełniają się i dopełniają.
Początkowo Pynchon (astronom i matematyk) i Miller (mierniczy) zajmują się wyznaczaniem „linii demarkacyjnej pomiędzy Północą a Południem”. Wyposażeni w odpowiedni sprzęt (teodolit, łata, miara) przemieszczają się po polach i lasach. Siłą rzeczy na swojej trasie spotykają inne osoby, w konfrontacji z którymi ujawniają się cechy ich charakteru, postawy, poglądy, wspomnienia.
Ich kolejne przygody stają się coraz bardziej nieprzewidywalne, przesycone absurdalnym i czarnym humorem. Komizm wielu sytuacji wynika ze skonfrontowania realistycznej konwencji komiksu z motywami fantastycznymi czy metafizycznymi. Na przykład podczas pełni księżyca Miller zamienia się w wilkołaka. A spotkanie z gadającym krokodylem kanałowym Hoffmannem skutkuje tym, że staje się on współpracownikiem bohaterów. Szczególnie ciekawie prezentuje się zaś ustalanie przez niego hierarchii podczas konfrontacji z ekipą drwali twardzieli.
Kolejnym sposobem wykorzystania kontrastu, którego Maurer używa z zadziwiającym wyczuciem, jest zestawienie scen rodem z burleski z wątkami poważnymi, trudnymi, a nawet tragicznymi. Z czasem dowiadujemy się, że Pynchon wciąż nosi w sobie ból po makabrycznej śmierci żony dziesięć lat wcześniej i wciąż... rozmawia z nią i swoją zmarłą matką. Z kolei Miller porzucił seminarium duchowne z powodu niemożności opanowania swojej namiętności do kobiet, zaś dopiero teraz dowiaduje się, że ma nieślubnego syna. Perełką jest opowiadana przez niego historia św. Aithalasa, który odciął sobie uszy, aby... nie słyszeć podszeptów szatana. W końcu bohaterowie otrzymują nowe, ambitne zadanie – obserwację tranzytu Wenus i wykorzystanie uzyskanych danych do zmierzenia odległości Ziemi od Słońca. Aby tego dokonać, ruszają do Afryki Południowej.
Większość z dziesięcioletniego (!) okresu swoich studiów Maurer poświęcił socjologii (a pozostałą część malarstwu i grafice). Tę socjologiczną podbudowę widać w traktowaniu przez niego bohaterów, prezentowaniu ich w interakcjach społecznych, analizowaniu ich zachowania, a także w ich zamiłowaniu do... liczb, wykresów, tabel, statystyki. Badanie społecznych kontekstów działania Pynchona i Millera autor wzbogaca wycieczkami w stronę religii, filozofii, psychologii, co nadaje jego albumowi głębi, dodaje mu znaczeń i umożliwia odczytywanie na różne sposoby. Dzięki temu komiks austriackiego twórcy ciąży ku uniwersalnej przypowieści o ludzkim życiu. O jego absurdach i ograniczeniach oraz niesionym przez nie cierpieniu, bólu i smutku – z jednej strony, a także (jakżeby inaczej – dla kontrastu) o jego pięknie, niepowtarzalności, dawanych przez nie cudownych możliwościach i radości – z drugiej strony.
Jeśli dodamy do tego bezpośrednie nawiązania Maurera do powieści „Mason & Dixon” postmodernisty Thomasa Pynchona, opisującej losy tytułowych bohaterów (astronoma i geodety), wyznaczających historyczną linię oddzielającą amerykańskie Południe od Północy, zyskujemy dzieło jeszcze bardziej intrygujące i kompletne. Dzieło, które zostało narysowane w czerni i bieli, co przecież nie dziwi, jeśli weźmiemy pod uwagę zamiar twórczy autora. Bo jakież inne zestawienie barw jest bardziej kontrastowe?