Majcherek: "Bardzo uważnie wszystkiemu się przypatrywał"
"Tak mam go w oczach - w ciemnym kapeluszu, ciemnych okularach, siedzący w dalekich rzędach publiczności Teatru Polskiego. Ukrywał swoją obecność i bardzo uważnie wszystkiemu się przypatrywał" - wspomina krytyk teatralny Janusz Majcherek.
"Ostatni występ publiczny Sławomira Mrożka, jego pojawienie się w Warszawie, wiązało się z prapremierą "Karnawału" w Teatrze Polskim. Miałem możność towarzyszyć tym próbom i obserwować jak Mrożek, mimo choroby, żywo interesował się premierą, być może przeczuwając, że będzie to jego ostatnia premiera. W końcu pojawił się na próbie generalnej i następnego dnia na premierze. Był nią przejęty, przeżywał ją. Wtedy pomyślałem sobie, że wisi w powietrzu niewypowiedziane przeczucie - kto wie, czy to nie ostatnia okazja, by go widzieć, by cieszyć się jego sztuką, w jego obecności.
Dla mnie był najważniejszym, powojennym autorem teatralnym. Towarzyszył nam jako autor sceniczny, czekaliśmy na każdą kolejną jego sztukę. Napisał ich niemal 50. "Karnawał" okazał się ostatnią, zresztą jedną z najtrudniejszych do zinterpretowania".