Wiemy już, że przynajmniej od czterech lat toczy się wojna, w której – czy chcemy, czy nie – musimy aktywnie uczestniczyć. George W. Bush niezręcznie nazwał ją wojną z terroryzmem, skazując się tym samym na porażkę – wojny z terroryzmem wygrać nie sposób. Zjawisko istnieje on od zawsze i mieć się będzie dobrze w przyszłości. Wróg atakuje centra naszej cywilizacji – Nowy Jork, Madryt, Londyn, zastrasza też sojuszników spoza kręgu kultury zachodniej, wystarczy wspomnieć tylko koszmarne zamachy na indonezyjskiej Bali czy w Maroku. Tęgie głowy, politycy i inni decydenci, pochłaniają mnóstwo czasu, sił i środku na próbę zapobiegania działaniom fanatyków. Zbyt mało jednak wiemy o przeciwniku, o jego motywacjach, mentalności, strukturze organizacyjnej, zapleczu społecznym, poparciu struktur państwowych i wywiadowczych, sposobach zdobywania pieniędzy i broni. Wojny z terroryzmem, jako się rzekło, wygrać nie można, podobnie jak nie można zmusić tajfunu do zmiany trasy, ale można próbować neutralizować
terrorystów, co jest niemożliwe bez ich głębszego poznania.
Moc, niemoc i przemoc znanego i cenionego dziennikarza Krzysztofa Mroziewicza jest bodaj pierwszą pracą w języku polskim, która w taki sposób odsłania nam skomplikowany świat poza rogatkami Europy i Ameryki Północnej, matecznik dla tych ludzi, którzy już są w szponach organizacji terrorystycznych, bądź mogą się w nich znaleźć. Mroziewicz większość swego dziennikarskiego życia spędził w krajach określanych jako Trzeci Świat, jego obserwacje i doświadczenia wsparte lekturą prac politologicznych, mają charakter głównie pragmatyczny, nie sili się na uogólnienia i teoretyzowania, za wyjątkiem krótkiej rozprawki o definicji terroryzmu. Zabiera nas na Bliski Wschód, beczkę prochu, która może w każdej chwili rozsadzić świat, opowiadając o ostatnich sześćdziesięciu latach wojny, z Palestyńczykami w roli głównej. Oprowadzi nas po Indiach i Pakistanie, nienawidzących się gorąco państwach, które wyrosły z tego samego pnia kulturowego, a teraz grożą sobie bronią jądrową. Postara się nam opowiedzieć o Afganistanie przed
i po amerykańskiej inwazji. O Cejlonie, na którym terroryzm jest chlebem powszednim. O Ameryce Łacińskiej, na razie zastraszającej samą siebie, ale kto wie, co może narodzić się w brazylijskich fawelach. Wspomina o terroryzmie jako broni politycznej, kiedyś nadużywanej przez spokorniałą ostatnio Libię, teraz zaś szczególnie lubianą przez Koreę Północną. Pozwala nam poznać najważniejszych teoretyków przemocy, od dziewiętnastowiecznych anarchistów a la Kropotkin po współczesnych, takich jak Carlos Marighella. Znacznie bardziej jednak interesują Mroziewicza praktycy terroryzmu – słynny Szakal, czy gwiazdor ostatnich lat Osama bin Laden wraz ze swoimi naśladowcami.
Obraz świata, który wynosimy z lektury, nie nastraja wielkim optymizmem, choć sam autor od czasu do czasu częstuje nas sarkazmem, ironią i czarnym humorem, rozpraszającymi nieco złe myśli. Szukając korzeni współczesnego terroryzmu natrafiamy na problemy nie do rozwiązania. Gdyby chodziło o biedę, dałoby się coś zrobić. Religia muzułmańska jest instrumentalnie wykorzystywana, ku rozpaczy umiarkowanych islamistów. Wywiad i kontrwywiad może być dość skuteczny, ale nie jest nieomylny, czego dał przykład 11 września 2001, poza tym jest już lekiem na samą chorobę, a nie jej przyczynę. Baza społeczna dla terroryzmu jest nieograniczona, nie ma sposobu, żeby ją kontrolować. Mroziewicz nie daje żadnej rady, za to mu nie płacą. Jego rola ogranicza się do opisania zjawiska, ludzi w nim biorących udział, czasem polityki do nieszczęścia przemocy prowadzącej. Robi to z wielką erudycją, znajomością rzeczy, kraje które nie zajmują wiele miejsca w informacjach mediów, nagle stają się żywe i pasjonujące (genialny rozdział
o wielkiej strzelaninie w królewskim pałacu w Nepalu). Maniera felietonisty oraz powtórzenia pewnych myśli nie wpływają negatywnie na odbiór, wprost przeciwnie, przypominanie o niektórych oczywistościach bywa konieczne.
Moc, niemoc i przemoc to lektura obowiązkowa dla wszystkich, których interesuje współczesny świat, jego nabrzmiewające problemy poza granicami naszej, zachodniej cywilizacji. Lekkie pióro autora, błyskotliwe spostrzeżenia i wnioski, dystans w eleganckim, brytyjskim stylu do opisywanych zjawisk, niewesołych przecież i budzących przerażenie, powoduje, że może nie do końca rozumiemy terrorystów, na pewno ich nie akceptujemy, ale przynajmniej więcej o nich wiemy.