Mieszkała w Kenii, kochała Denysa Finch-Hattona, a on zabierał ją na safari i zafascynował lataniem, napisała autobiograficzną książkę, która zrobiła wielkie wrażenie na Hemingwayu (ona sama, zresztą, również). To Karen baronowa Blixen, autorka „Pożegnania z Afryką”? Nie, to Beryl Markham, bohaterka „Okrążyć słońce”.
Beryl przybyła z Anglii do Afryki jako maleńkie dziecko. Niedługo później jej matka wróciła do Europy, zostawiając małą z ojcem. Charles Clutterbuck trenował konie wyścigowe, ale nie miał głowy do interesów. Beryl w wieku osiemnastu lat zdobyła formalne uprawnienia do trenowania koni ,i nie była to dla niej zabawa, ale sposób zarabiania na życie, i to sposób niełatwy. Typowym kobiecym losem w Nairobi i okolicach było małżeństwo z właścicielem farmy, czyli, na ogół, jednym z młodszych synów szanowanych angielskich rodzin, których do Afryki wabiła przygoda i wolność od konwenansów. Ich żony czasem spędzały dnie na plotkach, flirtach i przyjęciach, a czasem – prowadząc farmę w zastępstwie wiecznie nieobecnego, albo wiecznie pijanego męża. Do trzydziestki Beryl zdążyła dwukrotnie wyjść za mąż, przeżyć kilka romansów i miłość życia, zostać zawodowym pilotem i jako pierwsza kobieta przelecieć samotnie nad Atlantykiem ze wschodu na zachód. Ten lot jest klamrą, spinająca powieść.
Kenia pierwszych dziesięcioleci XX wieku była miejscem, gdzie pod upalnym niebem przetrwał w najlepsze wiek XIX i rozkosze wiejskiego życia. Za to właśnie, za slow life, świat pokochał kiedyś „Pożegnanie z Afryką”: gramofon z tubą, szampan i lwy, słoniowe kły i jedwabne parasolki, tańce Kikujów, whisky w klubie i ślady krwi na trawie.
Paula McLain opisuje ten sam świat, te same miejsca, tych samych ludzi. Odważne przedsięwzięcie, jeśli do tego wybrała pierwszoosobową narrację, a prawdziwa Beryl Markham, której oczami oglądamy Kenię, dożyła czasów nam współczesnych, zmarła w roku 1986 w wieku osiemdziesięciu czterech lat. Zaczęłam czytać w oczekiwaniu pięknej katastrofy.
Z każdą kolejną stroną przekonywałam się jednak, że nie jest tak źle, jest dobrze, jest bardzo dobrze! „Okrążyć słońce” dopełnia obrazu nakreślonego przez Karen Blixen, nie starając się rywalizować z „Pożegnaniem z Afryką”, podobnie, jak Beryl pragnęła dla siebie kącika w sercu i w życiu Denysa, nie próbując rywalizować z samą Karen. Autorka uniknęła łatwej pokusy dramatyzmu i rozbuchanych emocji. Życie Beryl, pełne odważnych wyzwań, dramatycznych przygód i nietuzinkowych mężczyzn, opisane jest szczerze, czasem boleśnie szczerze, ale powściągliwie, co robi większe wrażenie, niż gdyby grano czytelnikowi na emocjach, do czego pretekstów znalazłoby się sporo.
Do czerpania przyjemności z lektury znajomość wielkiej powieści Karen Blixen i filmu Sidneya Pollacka mile widziana, ale niekonieczna.