Jeszcze na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego stulecia zawód aktora był jednym z najbardziej pogardzanych w społecznej hierarchii, a słowo „aktorka” było niemal synonimem słowa „prostytutka”. Sto lat później jest to jedna z najbardziej szanowanych profesji, dającą sławę, popularność, wpływy i pieniądze. A przecież bycie aktorem jest nieco dwuznaczne – przecież w gruncie rzeczy to słodcy kłamcy kreujący za pomocą wyuczonych środków wyrazu (słowa, gestu) oraz szczypty techniki świat nierealny, oszukujący zmysły i podnoszący poziom melatoniny, dający nam ucieczkę i wytchnienie.
W opaczny sposób rozumiała to czwarta żona Mao Zedonga, Jiang Qing. Komunistyczna partia sterowana twardą ręką przez jej małżonka powierzyła jej arcytrudne zadanie – miała zniszczyć pieczołowicie budowaną przez kilka tysięcy lat tradycję Państwa Środka, dokonać rewolucji tam, gdzie nie zawsze udaje się dotrzeć aparatowi represji i przymusu – w umysłach zwykłych Chińczyków. Była aktorka, uwielbiająca operowy patos i wyrazisty dramatyzm, zdołała stworzyć nieprawdopodobną iluzję, której ulegało (lub udawało że ulega) prawie miliard ludzi.
Anchee Min stara się uchwycić pewne istotne elementy mitologizacji dziejów rewolucji, tworzenia z nich propagandowej, strawnej dla mas religii komunistycznej. Powstający film o młodości Jiang Qing miał w założeniu legitymizować jej potężne wpływy przy słabnącym Mao. Z wielką starannością dobierano sceny, kwestie (koniecznie w oparciu o Czerwoną książeczkę) oraz oczywiście aktorów. Bezpardonowa walka o główną rolę, jaką stoczyła Anchee Min to nie tylko klucz do sławy, to wręcz stanowisko polityczne.Nie ma tu miejsca na przypadek, nawet romans ze Zwierzchnikiem, który wreszcie rozstrzygnął kwestię posady robi na czytelniku wrażenie teatralnego przedstawienia, reżyserowanego przez niewidzialną, wszechwładną Madame Mao. Czerwona Azalia miała pokazać Chińczykom, kto tak naprawdę był zawsze najbliżej Przewodniczącego, wyznaczyć jego następcę.
Dla opisującej swoje młodzieńcze losy Anchee Min ta gra nie jest do końca jasna. I to właściwie jest w tej powieści najbardziej przygnębiające. Nawet po wielu latach pisarka przebywająca na emigracji nie pojmuje potęgi manipulacji, jakiej została poddana – z młodzieńczą naiwnością opowiada to, co się jej wydarzyło nie wiedząc, że stało się tak tylko dlatego, że Partia jej na to pozwoliła. Być może jest to element chińskiej kultury społecznej, która zbyt wielką ufność pokłada w państwie, nie kontestując wówczas, gdy struktury ucisku zachowują się w sposób skrajnie totalitarny. Zresztą Anchee urodziła się już w czasach komunizmu – nie mogła sobie nawet wyobrazić innego świata, niż ten który zaproponowali jej komuniści i tylko taka rzeczywistość ją wychowywała, a właściwie programowała.Była wszak jedną z 15 milionów młodych mieszczuchów wysłanych do pracy na wieś, a jej jedyną obroną przed beznadziejnością tej sytuacji była homoseksualna miłość do swej zwierzchniczki, co omal nie doprowadziło ich obu do
katastrofy. Nie bunt zatem, a eskapizm w zmysłowość. Znamienne są losy Małej Zieleni, która usiłując przedłożyć własną kobiecość ponad linię partii została przez nią zmiażdżona. Racjonalne struktury stworzone przez Mao nie doceniały potęgi uczuć, a chcąc to kontrolować zmuszone były do pruderii i kołtuństwa. Przestępstwa seksualne były zatem postawione na równi ze zdradą czy szpiegostwem na rzecz imperialistów. Dla młodej, starającej się określić dziewczyny reżim powinien stanowić głównego wroga, a jednak zamiast oporu przystosowuje się również do tak małego pola erotycznego manewru, podobnie jak jej rodzina przystosowała się do wielokrotnie mniejszego mieszkania.
W imię rewolucji Jiang Qing marzyła o zmianie sposobu myślenia Chińczyków. Jedyne, co jej się udało to uwięzienie ich w niewidzialnych klatkach. Wspomnienia Anchee Min są tego jaskrawym, choć niewyartykułowanym dowodem na totalitarne zniewolenie, osoby mu poddane nigdy z niego do końca się nie otrząsną.