Komórka i komputer dają więcej możliwości rozwijania kreatywności
Z książkami dla młodzieży, czyli czytelników w określonym wieku i z określonymi oczekiwaniami jest tak, że rzadko kiedy są to książki jednocześnie dla dzieci i o dzieciach, napisane tak, aby nieść za sobą jakieś przesłanie, ale aby nie zanudzać. Tym razem trafiła do mnie książka ciekawa, bo poruszająca bieżące problemy młodzieży, napisana przez niemieckiego autora. Napisana ciekawie dla mnie, a ja niekoniecznie stanowię czytelniczą grupę docelową. Współcześni nastolatkowie żyją w nieustannym biegu, komunikują się za pośrednictwem komputerów i maili czy internetowych komunikatorów, są na bieżąco ze wszystkim. Rodzice „zaopatrzyli” czy wręcz „uzbroili” ich w telefony komórkowe z aparatami w standardzie, dlatego nie tylko piszą SMS-y, ale robią zdjęcia i wysyłają je jako MMS-y. To powoduje, że żyją w trochę innym świecie niż ich rodzice, którzy pytają o rzeczy typu IRC. Dla rodziców, nie wiedzieć czemu, komunikacja elektroniczna jest co najmniej podejrzana, choćby dlatego, że dzieje się niezależnie od
rodzicielskiej kontroli. Dlatego zakaz używania komórek w czasie lekcji jest dla uczniów tragedią. Bo przecież „dzięki” komórce jest się nieustanne „w zasięgu” kolegów. Komórka pozwala pochwalić się własnymi osiągnięciami, ale i może kogoś zniszczyć. Wystarczy zrobić parę fotek, które ośmieszą kogoś, kogo nie lubimy: kilka fotek byłej dziewczyny, wysłanie ich do kolegów i... oto mamy Fabiana Muellera i happy slapping. Czyli bohater i akcja. Co będzie dalej?
Tak wyglądać może świat uroczych dzieci, korzystających w pełni ze wszystkich dostępnych technologicznych rozwiązań, które stanowią ich chleb powszedni. Ze „starych” czasów pozostaje jedno: jeżdżą do szkoły rowerami, ale to w końcu niemiecka szkoła, więc pewnie dlatego rower jest środkiem komunikacji. Co prawda skrót myślowy autora, czyli sugerowanie, że dorośli niemal absolutnie się nie znają na obsłudze komputera, a komunikatorów nie używają, jest przesadny, ale to jedyne zastrzeżenia co do wiarygodności treści. Nie ma w tej książce moralizowania, jest sprawa, z którą co jakiś czas wszyscy mamy do czynienia, ponieważ czyjeś zdjęcia krążą w Internecie, kogoś ośmieszają, a ktoś inny - czerpie określone „profity” z takiego procederu. Komórka i Internet dają władzę, potrafią z ofiary zrobić sprawcę. Wystarczy jedno potężne narzędzie w ręku: komórka.
Błysk flesza to historia współczesna, choć trochę bajkowa, bo dobro zwycięża, a zło zostaje ukarane. Tak być musi, aby historia mogła pełnić swoją edukacyjną rolę, chociaż w prawdziwym świecie nie ma tak oczywistych rozwiązań. Nic nie dzieje się bez powodu, a udostępnianie dziecku technologicznych nowinek pociąga także odpowiedzialność ze strony dorosłych. Powieść dla nastoletnich odbiorców nie może być zbyt długa, bo będzie nie do przeczytania. Do tego dochodzi wyczucie autora, który pracuje z młodzieżą i zna jej problemy z doświadczenia. To powoduje, że książkę czyta się chętnie. W sumie jest to historia nastolatka, który dokonuje niezbyt chlubnego czynu i opowiada o nim, o sobie i o swoich rozterkach. I, paradoksalnie, także on odkrywa, że „pisanie na papierze jest nieskończenie bardziej romantyczne od wysyłania sobie e-maili czy SMS-ów”.