„Elektra Assassin” to wybitne dzieło Franka Millera i Billa Sienkiewicza, którzy trzy dekady temu zachwycili czytelników wspólnym projektem „Daredevil: Love and War”, zaś Miller zbierał gratulacje po napisaniu i narysowaniu autorskiego „Batman: Powrót Mrocznego Rycerza”. Wydanie „Elektry Assassin” (1986-1987) potwierdziło wielkość obu artystów, którzy z premedytacją wychodzili poza ramy komiksu superbohaterskiego, tworząc skomplikowaną, eksperymentalną formę wypełnioną trudną w odbiorze treścią.
Na album „Elektra Assassin”, wydany przez Egmont, składa się komplet ośmiu zeszytów, w których Miller rozpisał osobistą historię tytułowej bohaterki. To obraz szaleństwa, bólu, nieustannej walki i determinacji. Chaotyczny (szczególnie przez pierwsze trzy zeszyty) zapis trudnego w odbiorze wątku, pełnego niuansów i dywagacji. Mimo że początkowe strony przypominają swoją strukturą origin story superbohaterki, to jednak „Elektrze Assassin” daleko do przewidywalności i oczywistości. Powiem więcej – początek tej historii intryguje, ale zarazem odpycha nagromadzeniem niejasnych rozwiązań. Przebijanie się przez kolejne strony to nie lada wysiłek intelektualny, prawdziwa podróż w głąb szaleństwa, gdzie nie ma łatwych pytań i oczywistych odpowiedzi. Czytelnik nieprzygotowany do takiej wyprawy może się bardzo szybko zniechęcić.
A nie powinien, bo trud włożony w lekturę tego tomu procentuje. Kunszt Millera, który pieczołowicie rozplanował nie tylko każdą scenę, ale nawet pojedyncze kadry, wzbudza szacunek. Szczególnie, gdy podejdziemy do „Elektry Assassin” jako do odważnego eksperymentu, przekraczającego granice i ustanawiającego własne reguły. W drugiej połowie lat 80. Miller konsekwentnie realizował autorską wizję komiksu superbohaterskiego, który dla wielu czytelników mógł być niezrozumiały, szalony, a nawet niepotrzebny. Sztuka dla sztuki, stanowiąca odskocznię od przyjętych standardów. Szybko się jednak okazało, że w rzeczywistości tego typu publikacje stanowią kamienie milowe w historii rozwoju i sposobu patrzenia na komiks superbohaterski.
Duża w tym zasługa Billa Sienkiewicza, który zamienił ołówek i tusz na akwarele. Jego ilustracje idealnie korespondują z szaloną wizją Millera. Każda strona jest ogromnym zaskoczeniem, czy to przez nietypowe kadrowanie (niektóre plansze zapełniają „mikroskopijne” kadry z ogromną ilością tekstu, inne to całostronicowe dzieła sztuki), czy poprzez wykorzystaną technikę i narzędzia. Wodne farby i pędzel to główne atrybuty Sienkiewicza, który jednocześnie bardzo chętnie sięga po kolaż czy nawet surowy szkic ołówkiem. Co najciekawsze, różne rozwiązania sąsiadują ze sobą na jednej stronie, tworząc niezwykle wyrazisty obraz - na pozór nieskładny i chaotyczny, a w rzeczywistości spójny i fascynujący.
„Elektra Assassin” to klasa sama w sobie. Jeden z najważniejszych amerykańskich komiksów z lat 80., który pokazał, jak wiele świeżości można wycisnąć z bohaterów ograniczonych standardowym postrzeganiem. 30 lat po premierze historia Elektry w dalszym ciągu fascynuje i zaskakuje na każdym kroku, nagradzając wytrwałego i uważnego czytelnika możliwością obcowania z niebanalnym komiksem mistrzowskiego duetu.