Trwa ładowanie...
wywiad
06-09-2011 16:21

Kochajmy polską piosenkę - z Jackiem Cyganem rozmawia Marek Doskocz

Kochajmy polską piosenkę i nie dajmy jej odczuć, że jest już w Polsce niepotrzebna. I nie chodzi o strefy wpływów ani o tzw. kasę, chodzi o  j ę z y k! Nie pozwólmy, by dzieci myślały, że Polska to taki kraj, gdzie w radiach śpiewa się po angielsku.

Kochajmy polską piosenkę - z Jackiem Cyganem rozmawia Marek DoskoczŹródło: Inne
d1a6e7p
d1a6e7p

Marek Doskocz: Praca jest moją pasją. Nawet, jeśli nic aktualnie nie piszę, to już o czymś myślę. Budzę się rano i zastanawiam, co dziś może się wydarzyć, co mógłbym zrobić? Pamięta Pan te słowa? Nad czym obecnie Pan myśli, gdy Pies w tunelu już trafił do księgarni?

* Jacek Cygan :* Myślę ciągle nad tym samym – jak nazwać, jak zatrzymać w słowach czas i ludzi, niepowtarzalność chwil, które nas zachwycają albo odpychają swoją brzydotą, więc w pewnym sensie także zachwycają. Gatunkowo poruszam się miedzy tekstami piosenek, pomysłami na wiersz, a także większymi formami, gdyż obecnie pracuję nad pewną rzeczą sceniczną – kameralną sztuką na dwie osoby.

M.D: Która forma jest Panu najbliższa?

J.C: Wszystkie, a szczególnie każda następna. Jestem takim rolnikiem, który lubi płodozmian.

d1a6e7p

M.D: Ile czasu zajęło Panu przygotowanie tekstów, które znajdują się w najnowszym tomiku wierszy?

J.C: Od poprzedniego tomu Ambulanza , który wyszedł w 2005 roku minęło, jak widać, 6 lat. Przez ten czas „łapałem” wiersze lub szczątki wierszy, które gdzieś tam na mnie spadały. Czasami siadałem i nadawałem im ostateczną formę. Ale w zasadzie miałem je w wielu notesach, zeszytach, na kartkach, serwetkach… Pod koniec ubiegłego roku postanowiłem to wszystko uporządkować. Zajęło mi to około trzech miesięcy. W marcu zaniosłem tomik do Wydawnictwa „Iskry”.

M.D: Pies w tunelu to swoista kronika wydarzeń z Pana życia. Wspomnienia, znajomi, pamięć tych, którzy już odeszli. Co czuł Pan pisząc te teksty?

J.C: Oczekiwanie. Czasem zdziwienie? Musi pan wiedzieć, że nie ma jakiegoś stałego stanu uczuciowego przy zapisywaniu wiersza. Powtarzam – zapisywaniu, nie pisaniu. Bo nie można usiąść i powiedzieć sobie – to teraz napiszę wiersz. Wiersz, pomysł wiersza, sam przychodzi do człowieka, jak ma ochotę. Jeśli tej ochoty nie ma, nie wyciągniesz go z nicości choćby setką koni. Ani nawet zwyczajną setką. Zatem nic nie czułem, pisząc te teksty oprócz szacunku dla chwili, że oto pomysł do mnie przychodzi. I niezależnie czy jechałem samochodem, siedziałem w knajpie albo leżałem na plaży, musiałem ten pomysł zapisać. Bo by mi uciekł albo się zapomniał w środku nocy, choć cała leniwa natura podpowiadała: - Rano zapiszesz. Bo rano już się nie pamięta. Tak więc, to, co jest w tomie Pies w tunelu , to może w pewnym sensie kronika moich refleksji, obserwacji, krótkich mgnień cieni po tych, którzy odeszli, ale przede wszystkim to zapis tych zadrapań na
ciele świadomości, którymi wiersz daje znać: - Oto jestem!

d1a6e7p

M.D: Gdy zaczyna Pan pisać nowy tekst piosenki, wiersza, czy wspomnianej przez Pana sztuki scenicznej to muszą być spełnione jakieś specjalne warunki? Ma Pan jakieś wymagania w stosunku do otoczenia?

J.C: Żadnych. Otoczenie jest ważniejsze ode mnie i nie będę się narzucał tzw. Światu z powodu, że chcę coś napisać. Tak zwany Świat mnie rozumie i często daje mi to coś napisać w największym hałasie, rozgardiaszu, w środku obskurnej knajpy albo pod światłami w samochodzie. Tylko jedna bardzo ważna rzecz – we mnie musi być miejsce na to „coś”, jakiś rodzaj wewnętrznej ciszy.

M.D: Pisze Pan dla siebie, czy dla innych? Skąd potrzeba pisania?

d1a6e7p

J.C: Wiersze pisze się dla siebie i dla tego jednego Czytelnika, który przed snem otworzy tomik i przeczyta. Teksty piosenek pisze się przez siebie dla artysty, który to będzie śpiewał, a przez niego dla milionów, którzy tego będą słuchać.

M.D: Napisał Pan ponad tysiąc piosenek, współpracował z wieloma artystami, Pana piosenka „To nie ja” śpiewana przez Edytę Górniak zdobyła drugie miejsce na Eurowizji. Patrząc z perspektywy lat, jak Pan ocenia stan współczesnej piosenki polskiej?

J.C: Staram się nie oceniać, gdyż bym chyba zwariował. Piosenka, jaka jest, każdy widzi, ale dziś właściwie nie widzi i nie słyszy, bo większość mediów uparła się, by puszczać piosenki po angielsku.

d1a6e7p

M.D: Mówi się, iż stacje zalewają nas popową papką produkowaną przez koncerny. Podobne narzekania słychać na festiwal w Opolu, z którym jest Pan bardzo związany. Jak ten festiwal wg. Pana się zmieniał z roku na rok? Podziela Pan zdanie, że z roku na rok jest coraz gorzej?

J.C: Tu nie ma reguły w postaci systematycznych zmian na gorsze. Raz jest lepiej, raz gorzej, o ile są utrzymane jakieś podstawowe zasady. W tym roku np. w konkursie premier były tylko cztery piosenki. Kto je wybrał, dlaczego cztery, jakie były kryteria, nie wiadomo. To obraża normalnych fanów polskiej piosenki. Okazuje się, że jesteśmy jakimś absurdalnym krajem, gdzie nawet tak prosta dziedzina jak konkurs piosenki musi być pokręcona. Jeszcze śmieszniejsze było to, że w konkursie „Debiuty” dla młodych wykonawców też było czterech uczestników, z których jeden pochodził z finału „Szansy na sukces”, a pozostali nie wiadomo skąd.Ten jeden jako jedyny umiał śpiewać, w dodatku szkolonym głosem. No i jak miał nie wygrać? Normalnie, nonsens! Powtarzam, nawet w tak błahej dziedzinie jak piosenka, muszą być czyste reguły!

M.D: Był Pan jurorem w Idolu. Jak do tego doszło?

d1a6e7p

J.C: Zwyczajnie, dostałem propozycję od stacji telewizyjnej. A że sam wtedy organizowałem konkursy i festiwale piosenki dla dzieci i młodych wykonawców, z ochotą się zgodziłem. Idol miał bardzo czystą formułę, którą rozumieli i akceptowali ci młodzi ludzie. To był dla mnie dodatkowy atut. Dzisiaj możemy się uśmiechać do takich programów, ale trzeba pamiętać, że Idol był pierwszy.

M.D: Pamięta Pan jakieś zdarzenie z tego czasu? Coś, co szczególnie utkwiło w pamięci? Jak wyglądały kulisy prowadzenia programu, których nie widzimy siedząc przed telewizorem?

J.C: Pamiętam jedno – bardzo się polubiliśmy w gronie jurorskim. Te pozytywne relacje międzyludzkie przenosiły się także na uczestników, bo praca w telewizji polega w pewnym sensie na czekaniu. Było więc wiele czasu, by z uczestnikami rozmawiać. Na przykład już od szerokiego finału mieliśmy jedną pracownię „make up’u”, gdzie nas razem malowano i robiono wszystko, byśmy byli piękni. Nie muszę mówić, że w moim przypadku, to się nie udało. Ale proszę dziś zapytać każdego, od Ali Janosz, przez Ewelinę Flintę, Szymona Wydrę, po Anię Dąbrowską czy Tomka Makowieckiego – jestem pewien, że nigdy nie spotkało ich nic złego z naszej strony, żaden przejaw wywyższania się czy arogancji. Mam nadzieję, że lubimy się do dzisiaj.

d1a6e7p

M.D: Zna Pan mnóstwo muzyków, dlatego zapytam, co skłania niektórych do takiego szaleńczego trybu życia? Mówi się o Klubie 27. Pytam w kontekście śmierci Amy Whinehouse.

J.C: Tzw. Klub 27 został nagłośniony, żeby śmierć się lepiej sprzedawała. Zostawmy to - i tak się dobrze sprzedaje. Nie podgrzewajmy atmosfery nieszczęścia, niczemu to nie służy.

M.D.: Dziękuję za wywiad.

J.C.: I ja dziękuję, a na koniec zwrócę się do każdego Czytelnika tego zapisu naszej rozmowy: - Kochajmy polską piosenkę i nie dajmy jej odczuć, że jest już w Polsce niepotrzebna. I nie chodzi o strefy wpływów ani o tzw. kasę, chodzi o j ę z y k! Nie pozwólmy, by dzieci myślały, że Polska to taki kraj, gdzie w radiach śpiewa się po angielsku.

d1a6e7p
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1a6e7p