Wojna nie ma w sobie nic z kobiety - Swietłana Aleksijewicz
„Przeczytamy tu również historie „zza kulis” – pisał w recenzji książki dla WP Szyłak-Szydłowski – wszak na wojnie nie tylko się zabija, ale i pierze te nieszczęsne kalesony, roznosi pocztę, oporządza konie, gotuje strawę i czyści kotły. Oraz, co celne podkreślała autorka, dba o urodę, temat ten pojawiał się w większości zebranych historii. Jedna z bohaterek mówi smutno: „Szkoda, że piękna byłam akurat na wojnie. Tam minęły moje najlepsze lata. Spłonęły. Potem szybko się zestarzałam”.
Urocze są niektóre fragmenty o drobnostkach mających poprawić samopoczucie, tych wszystkich butach, kapelusikach, stanowiących paniczną próbę szukania normalności choćby w takich szczegółach, jak detale ubioru. Oczywiście, nie może tu zabraknąć opowieści o miłości, bardzo trudno jednak kobiety-żołnierki o niej mówią. Autorka napisała, że miłość to jedyne osobiste wydarzenie człowieka na wojnie, wszystkie inne są wspólne – nawet śmierć.
Ta intymność powoduje, że ciężko jest przekroczyć niewidzialną, psychiczną barierę, zwłaszcza, że podczas wojny o sprawach osobistych nie można było myśleć, kiedy ojczyzna była w potrzebie, ergo spychało się miłość do najgłębszych zakamarków duszy. Poza tym słowo „kocham” zakrawało na bluźnierstwo, gdy wokół było tyle ciał, bólu, krzywd i nienawiści…
Przeczytaj całą recenzję Mirosława Szyłak-Szydłowskiego.