"Klub Julietty", czyli pornografia dla grafomanów
"Nic z tego, co przeczytacie, nie wywoła waszego zgorszenia" - zastrzega Sasha Grey na pierwszej stronie swojej powieści. I ma rację. "Klub Julietty" to być może najsłabsza, najnudniejsza i najbardziej żenująca książka opublikowana w 2014 roku w naszym kraju.
Legendarna aktorka porno, która od kilku lat nieskutecznie usiłuje wybić się także w innych dziedzinach, okazuje się być fatalną pisarką. A jej debiutanckie dzieło najlepiej sprawdza się jako źródło grafomańskich, ale prześmiesznych, cytatów.
Chociażby takiego, ze sceny szalonego seksu w kuchni:
"Mój tyłek jest cały w kminie, imbirze, czosnku, soli i pieprzu. Marynuję się we własnych sokach, a moja pupa jest gotowa do pieczenia, ale zanim pozwolę Jackowi wstawić ciasto do mojego piekarnika, sama dochodzę kilka razy. (...) Płomienie ogarniają całe moje ciało i liżą mózg. Oboje spalamy się w ogniu miłości".
Albo takiego, w którym Catherine, główna bohaterka, opisuje przepełniające ją pożądanie:
"Czuję się jak hostessa w boksie na wyścigach samochodowych, otoczona na wpół nagimi mechanikami, którzy macają lśniące od oleju klucze nastawne. Ryk silników wypełnia mi uszy. Kręci mi się w głowie i jestem odurzona spalinami. Gotowa dać się pożreć pożądaniu tych facetów".
Ale żarty na bok. Zacznijmy od początku. Być może są wśród nas ludzie, którzy nie mają pojęcia, kim jest Sasha Grey.
Grey urodziła się 14 marca 1988 roku i przez 18 lat była zmuszona posługiwać się o wiele bardziej pospolitym nazwiskiem - Marina Ann Hantzis. Karierę w pornobiznesie zaczęła w 2006 roku, tuż po tym, jak osiągnęła pełnoletność. Wpierw posługiwała się pseudonimem Anna Karina, na cześć słynnej nowofalowej aktorki o duńsko-francuskich korzeniach, która wsławiła się rolą w "Kobieta jest kobietą" Jean-Luca Godarda . Szybko zmieniła jednak pseudonim na Sashę Grey. I znów nie bez powodu. Imię wybrała by uczcić Saschę Konietzko z industrialowej kapeli KMFDM. Nazwisko zaś jest nawiązaniem do Portretu Doriana Graya Oscara Wilde'a .
Wypisuję kolejne pseudonimy Grey, bo świetnie ją one charakteryzują. Zakochana w nowofalowym kinie aktorka traktowała swoją karierę jako swego rodzaju artystyczny eksperyment. Przez 4 lata godziła się na wszystko, co proponował jej przemysł pornograficzny. Tam, gdzie inne aktorki odmawiały - powodowane strachem, zdrowym rozsądkiem lub dobrym smakiem - wkraczała Sasha Grey: drobna, ciemnowłosa kobieta, przypominająca raczej dziewczynę z sąsiedztwa, niż rozmiłowaną w sadyzmie i masochizmie fankę ekstremalnego seksu. Jednocześnie jednak, w wywiadach i talk show, w elokwentny sposób opowiadała nie tylko o porno-fantazjach i kolejnych rolach, ale i o własnych intelektualnych ambicjach czy ulubionych artystach. "W przemyśle pornograficznym wyróżniały ją zarówno skrajności, którym gotowa była poddać swe ciało, jak i niespotykany ładunek intelektualnej powagi, z jakim traktowała wszystko co robi" - pisał Anthony Oliver Scott w "The New York Times".
I trzeba przyznać mu rację. Nie co dzień spotyka się aktorkę, która w swoim pierwszym filmie uprawiała seks z 12 mężczyznami, a jednocześnie podkreśla głośno, iż jest feministką (choć feministki ją potępiają) i "nie czuje się winna z tego powodu, że odczuwa przyjemność, kiedy ktoś ją dusi albo kiedy ona kogoś dominuje" (za "Wysokimi Obcasami"). Z występowania w produkcjach pornograficznych zrezygnowała w 2011 roku. Odchodząc uznawana była za prawdziwą królową amerykańskiego porno. Kochali ją nie tylko fani takiej twórczości, ale i internauci na całym świecie (jej profil na Facebooku ma 2,5 miliona polubień, zaś Twittera śledzi 762 tysiące fanów).
Jednak kolejne lata nie były już takie udane, a próby przebicia się do głównego nurtu przemysłu rozrywkowego kończyły się rozczarowaniami. Największymi aktorskimi osiągnięciami Grey są dziś występy w niespecjalnie udanym filmie "The Girlfriend Experience" Stevena Soderbergha (1 na 4 gwiazdki w "The New York Times"), sześciu odcinkach najsłabszego sezonu serialu "Ekipa" (wcielała się w siebie samą) i tegorocznym thrillerze Open Windows nazywanym "największym rozczarowaniem festiwalu SXSW". Szczęścia próbowała także jako wokalistka awangardowego zespołu aTelecine (ciekawostka: pierwszy koncert zespołu odbył się w Krakowie w 2012 roku), ale odeszła z niego w zeszłym roku. Teraz próbuje swych sił w literaturze.
Główną bohaterką "Klubu Julietty" jest Catherine, młoda studentka filmoznawstwa, wiodąca nudne, ustatkowane życie u boku swego idealnego chłopaka - Jacka. Poznajemy ją, gdy zaprzyjaźnia się z Anną, kochanką wykładowcy, o którym Catherine fantazjuje. To właśnie Anna wprowadzi dziewczynę w podziemny świat ostrego seksu - pełen podejrzanych seksklubów, sadomasochistycznych stron internetowych i indywiduów pokroju Bundy'ego: noszącego imię po seryjnym mordercy, uwodzącego głupiutkie dziewczęta, fotografującego je w sytuacjach intymnych, a następnie publikującego zdjęcia w Internecie.
Catherine, o której sama autorka mówi, iż mogłaby być nią, "gdyby jej życie potoczyło się inaczej", wciąż powtarza starą prawdę twórców filmowych. "Fabuła jest drugorzędna wobec bohatera". Niestety, sama pozostaje przy tym postacią nudną i jednowymiarową, a jej losami naprawdę trudno się przejąć. Przede wszystkim dlatego, że Klub Julietty powiela wszystkie błędy wcześniejszych przedsięwzięć Sashy Grey. To dzieło powierzchowne i płytkie, usilnie starające się przekonać czytelnika, że jest czym innym niż w rzeczywistości. Pozujące na powieść Chucka Palahniuka , ale kopiujące wpadki E. L. James . W rezultacie nie mamy więc nawet do czynienia ze sprawnym porno-czytadłem w rodzaju Tatuażu , ale z kiepskim porno z ambicjami, w którym źle napisane sceny erotyczne próbuje się usprawiedlwiać nazwiskami Jean-Luca Godarda, Alfreda Hitchcocka, Luisa Buñuela czy Stanleya Kubricka. Jakby autorka wciąż była na etapie produkowania filmów dla dorosłych i udawania, że to sztuka.
Lecz Catherine nietrudno przejrzeć. To intelektualna oszustka. Uniwersytecka kujonka, która dużo czyta, ale niewiele rozumie. Być może obejrzała w życiu kilka dobrych filmów, lecz nie wyniosła z nich nic poza banały opowiadane przez wykładowców. Dlatego jej rozmyślania na temat powiązań pomiędzy władzą i seksem, okrucieństwem mediów i kondycją współczesnego świata, brzmią jak prawdy oczywiste odkrywane przez ucznia gimnazjum.
"Prezenterzy telewizyjni to kiepscy naśladowcy polityków, a próżność uniemożliwia im rywalizację z każdym z wyjątkiem innych prezenterów" - dowiadujemy się o telewizji.
"Miłosna gra to jedno z najstarszych oszustw. Gra w trzy kubki. Obserwujesz je i próbujesz zgadnąć, pod którym ukrywa się mężczyzna idealny. Zagraj w nią, a na pewno przegrasz. Zawsze. To z góry przesądzone" - czytamy o miłości.
"[Człowiek] może przeczytać niezliczoną liczbę książek na dany temat - religii, nauki, filozofii czy przyrody - ale gwarantuję, że nigdy, przenigdy nie znajdzie odpowiedzi, która by go satysfakcjonowała. Tak naprawdę, dogłębnie. Odpowiedzi, która da mu poczucie spełnienia i sprawi, że pozna swoje miejsce i cel w życiu"- to o sensie życia (i nasieniu).
Grafomańskie farmazony można by jednak Sashy Grey wybaczyć, gdyby jej powieść była chociaż dobrą pornografią. Niestety, jedyne sceny erotyczne, jakie przeczytamy w Klubie Julietty , odpychają swoim prostactwem i wulgarnością. To książkowy odpowiednik filmików z RedTube - "momenty" są krótkie, gwałtowne i intensywne, jakby pisano je dla zajętego sobą czytelnika, niepotrafiącego skupić uwagi na dłużej niż kilka minut. Pozbawiona warsztatu Grey nie buduje żadnego napięcia, bo jej bohaterki z ochotą wskakują na wszystkich mężczyzn w okolicy. I nawet w rzadkich chwilach wstrzemięźliwości szczegółowo opisują swe najintymniejsze fantazje.
Jedynym ciekawym wątkiem Klubu Julietty jest kreowana tu mimochodem wizja świata. Zaskakująco konserwatywna - zwłaszcza, jeżeli wziąć pod uwagę, że mówimy o kobiecym porno, napisanym przez autorkę uważającą się za feministkę.
Świat Catherine to świat, w którym "Bob i Jack, siedząc na kanapie, prowadzą męską rozmowę o polityce i sytuacji na świecie", a kobiety w tym czasie bawią się z psem i gotują. To świat seksklubów prowadzonych przez mężczyzn. Wprawdzie kobiety mają do nich wstęp, ale tylko jako seksualne zabawki - dają się zamykać w klatkach i upokarzać; spółkują z wieloma partnerami; oddają kontrole swym panom, a same stają się ich własnością.
W tym świecie jest miejsce tylko dla dwóch rodzajów mężczyzn. Przedstawicielem pierwszej grupy jest Jack: mężczyzna idealny, amerykański chłopiec w najczystszym wydaniu. Przeznaczone są mu wielkie czyny, zaś rolą Catherine jest stać u jego boku. W drugiej grupie znajdują się typy pokroju Boba i Bundy'ego - traktujący kobiety przedmiotowo, upokarzający je i degradujący, a jednak w pewien sposób rozgrzeszani. Wszak "taki jest świat" i nic nie można na to poradzić. Nawet jeżeli spotyka ich kara, to tylko z ręki innego mężczyzny - zarówno Catherine, jak i Anna są bezsilnymi obserwatorkami, które może spotkać jedynie krzywda.
"Seks sprawia, że wszyscy jesteśmy równi" wyznaje w ostatnim zdaniu Catherine. Ale się myli. W Klubie Julietty to mężczyźni mają przewagę. A jedyne na co mogą sobie pozwolić kobiety to monologi na temat miłości do nasienia i rozpaczliwe próby utrzymania przy sobie idealnego faceta.
Tomasz Pstrągowski