Gdy w ramach „prawie-kulminacyjnego” momentu książki pojawia się wątek autokastracji – wytłumaczenia można znaleźć dwa. Albo autor szokuje celowo i z głębszym sensem, albo szokuje bez sensu – o dobrym smaku nie wspominając. W przypadku Drewniaka Doroty Combrzyńskiej-Nogali trudno mówić zarówno o literackim umiarze, jak i dramatyzmie stosownym do groteskowo przejaskrawionych postaci czy scen. Otrzymujemy od autorki dobrze rokującą powieść obyczajową, zakłóconą nieprzystającą do sielsko-sąsiedzkiego tła wulgaryzacją treści. Otrzymujemy także powieściowy romans – niestety, poziom zawartej w nim erotyki nie odbiega od standardów tendencyjnego sitcomu.
Combrzyńska-Nogala zaprasza czytelnika w świat nieco dziwacznej Łucji Nowakówny i jej „odziedziczonych” – wraz z zapisanym w testamencie zmarłego wuja domkiem-drewniakiem – równie niecodziennych sąsiadów. Książkowe postaci współtworzą nieco odrealnioną atmosferę, rosnącą wprost proporcjonalnie do kuriozalności fabuły. Poznajemy zatem emerytowaną prostytutkę-karlicę, praktykującą wróżenie z ręki, a także szalonego filmowca przyrody, pogrążonego w fiksacjach wskutek wpływu nieżyjącej matki-okrutnicy. Pojawia się w Drewniaku dredziasty handlarz staroci, sadzący nielegalne używki w drewnianych trepach, oraz poczciwy przyjaciel-łysol o gołębim sercu i potężnym bicepsie. Za atrakcyjny bonus wypada uznać lalkarza-donżuana, a za bonus namiętny – zagadkowego klowna, wzbudzającego w głównej bohaterce najniższe instynkty. Z tak naszkicowanym asortymentem postaci fabuła Drewniaka dryfuje w stronę groteskowej powiastki o miłości, szaleństwie i namiętności. Autorka konstruuje chwytliwe dialogi, szafując
umiarkowanie wyszukanym humorem i całą gamą sytuacyjnych absurdów. Zamierzona barwność bohaterów przeradza się jednak miejscami w karykaturalną dziwaczność. Cierpi na tym w pierwszej kolejności realizm opowieści, której intryga – z jednej strony przewidywalna, z drugiej natomiast: niewiarygodna ponad miarę – sprawia wrażenie mało spójnej. Podobny problem dotyczy samych bohaterów, których zamierzona nieszablonowość wydaje się raczej niezamierzonym powielaniem utartych schematów. Książkowy portret Łucji-intelektualistki – rozmiłowanej w „awangardowej” kinematografii i takiejż „niszowej” literaturze – sprowadza się do sparodiowanych fabuł fikcyjnych filmów obejrzanych przez bohaterkę, a także drobiazgowego wyliczenia jej bieżących lektur (na czele z przekręconym tytułem „Zrób sobie raj” Mariusza Szczygła ).
Autorka wyraźnie stara się stworzyć powieść celowo przerysowaną (w domyśle: ciekawszą i daleką od banału) – stąd szaleńcza mieszanka rozmaitych konwencji, stylów i wątków.Korzysta więc Drewniak z elementów standardowej powieści obyczajowej, literackiego romansu, a także popularnego ostatnimi czasy niby-kryminału. To, co sprawdza się wcale nieźle np. u Witkowskiego w Drwalu , nie sprawdza się jednak w sytuacji bezcelowego szafowania absurdem. Zaproponowana przez autorkę kryminalna intryga – osnuta wokół demonicznej matki-nieboszczki filmowca Janusza, dramatycznego pożaru i trupa w piwnicy – wnosi do fabuły niewiele ponad zasygnalizowany na wstępie moment „prawie-kulminacyjny”. Także miłosne zawirowania w książkowym trójkącie: bohaterka-maczo-klown (zwieńczone nietrudnym do przewidzenia, należycie ckliwym rozwiązaniem) trudno uznać za szczególnie przekonujące.
Nie przekonuje bowiem zarówno manifestacyjny indywidualizm głównej bohaterki, jak i cudowne ugrzecznienie absztyfikanta-kobieciarza. Motyw klowna pasuje co prawda do obranej przez autorę strategii „perwersyjnej pikanterii”, jednak efekt końcowy zmierza raczej w stronę nachalnej groteski.
Bo też groteskowy ponad miarę jest cały Drewniak – powieść operująca lekkim, nieco kąśliwym piórem, a jednocześnie dezorientująca treścią scen oraz nastrojem ogólnym. Jako lektura umiarkowanie wymagająca dostarczy rozrywki i akcentów komicznych. Jako książka obfitująca w wątki przesadzone, nie do końca stosowne – może zniechęcić przegadanym erotyzmem i gmatwaniną absurdalnych motywów. Drewniak Combrzyńskiej-Nogali niewątpliwie wyróżnia się (czy pozytywnie – to osobna kwestia) na tle licznych powiastek obyczajowych, produkowanych taśmowo i bez sprecyzowanego zamysłu. Tę „dziwaczno-oburzającą” koncepcję psuje jednak schematyczne, jak gdyby naprędce sklecone zakończenie. Nieprzystające ani pod względem formy, ani ładunku dramatycznego, do szaleńczej fabuły książki.