Klaps. Dla jednych przemoc, dla innych "czyn o wysokiej wartości wychowawczej"
Rzecznik Praw Dziecka 7 lat po wprowadzeniu całkowitego zakazu stosowania kar cielesnych i 26 lat po ratyfikacji Konwencji o prawach dziecka, zlecił przeprowadzenie badań związanych z przemocą domową. Wynik był przerażający.
Anna Golus w książce "Dzieciństwo w cieniu rózgi. Historia i oblicza przemocy wobec dzieci" przekonuje, że w przeszłości dzieci dorastały w atmosferze strachu czy wręcz terroru. Dziś dzieciństwo kojarzy nam się z beztroską i poczuciem bezpieczeństwa, a opiekę i ochronę rodzicielską uważamy za coś oczywistego i naturalnego - mimo to wciąż sporo ludzi akceptuje i stosuje kary cielesne.
Bicie dzieci w liczbach
Dzieci stanowią obecnie najbardziej narażoną na przemoc grupę społeczną. Wprawdzie zgodnie ze statystykami policyjnymi największą grupę ofiar przemocy domowej stanowią kobiety (np. w 2017 r. w Polsce 67 984 kobiety, 13 515 dzieci i 11 030 mężczyzn doznało przemocy we własnej rodzinie), ale "karcone", "dyscyplinowane" czy "trenowane" dzieci nie dzwonią na policję (podobnie zresztą jak wiele dorosłych ofiar przemocy domowej) - nie tylko dlatego, że znaczna część z nich nie potrafi jeszcze mówić albo obsługiwać telefonu, ale przede wszystkim dlatego, że zachowania swoich rodziców, również krzywdzące, uznają za normalne. To nie jedyny powód, dla którego niełatwo oszacować skalę przemocy wobec dzieci.
Obejrzyj: "Tłit". Mikołaj Pawlak o nieletnich matkach. Proponuje debatę rzecznikowi praw obywatelskich
Innym, zasygnalizowanym powyżej problemem jest różnorodność definicji wykorzystywanych w badaniach nad zakresem, konsekwencjami i przyczynami przemocy wobec dzieci. Kevin Browne i Martin Herbert relacjonują, że w latach 80. XX w. "w zależności od przyjętej definicji liczba zarejestrowanych w USA nowych przypadków nadużyć wobec dzieci waha się od 60 000 do 4 500 000 rocznie". Sharon Herzberger natomiast, powołując się na badania z końca lat 80., stwierdza, że "stosując różne definicje, można uzyskać dane wskazujące, że od 1 do 30 proc. dzieci w Stanach Zjednoczonych cierpi z powodu przemocy fizycznej". Można też znaleźć badania, z których wynika, że w latach 90. minionego stulecia aż 95 proc. amerykańskich rodziców stosowało wobec swoich dzieci kary cielesne (w tym 35 proc. wobec niemowląt), które również stanowią przecież — przynajmniej według szerszych definicji — przemoc fizyczną.
W naszym kraju badania nad przemocą wobec dzieci rozpoczęły się w połowie lat 80. XX w. Anna Piekarska przeprowadziła wówczas badanie grupy 100 warszawskich rodzin i stosowanych w nich metod wychowawczych. Grupa ta nie była reprezentatywna (82 proc. badanych miało co najmniej średnie lub wyższe wykształcenie, wszyscy mieszkali w wielkim mieście, prawie wszyscy byli dobrze sytuowani), zatem wyników tych pionierskich badań nie można uznać za odzwierciedlenie zakresu stosowania kar cielesnych w całej ówczesnej Polsce.
Ukazały one jednak "nie tylko powszechność stosowania przemocy fizycznej i psychologicznej jako metody rozwiązywania problemów wychowawczych z dziećmi, ale także dużą intensywność kar cielesnych, wykraczającą poza prawną dopuszczalność", co podkreślała zresztą właśnie specyfika badanej próby.
W tzw. dobrych domach ponad 80 proc. rodziców stosowało wówczas klapsy, prawie 70 proc. — bicie ręką, ponad 44 proc. — bicie pasem lub innym przedmiotem, a ponad 1/3 — solidne lanie. Kilkanaście procent policzkowało dziecko, uderzało je na oślep, biło pięściami i kopało. I choć rodzice twierdzili, że większość z tych kar stosują "rzadko", to wyniki badań Piekarskiej jednoznacznie wykazały, że przemoc wobec dzieci stanowiła praktykę powszechną, charakterystyczną dla wszystkich polskich rodzin bez względu na ich status społeczny i kapitał kulturowy (a nie wyłącznie dla rodzin patologicznych).
Kolejne tego typu badania, przeprowadzone już jednak na reprezentatywnej grupie polskich rodziców, odbyły się dopiero w 2001 r. Zorganizowała je ówczesna Fundacja Dzieci Niczyje, a ich wyniki niewiele różniły się od tych sprzed kilkunastu lat (80 proc. rodziców w 2001 r. stosowało klapsy, 25 proc. biło dziecko pasem, 8 proc. uderzyło je w twarz, 5,3 proc. zdarzyło się skutkujące urazem fizycznym poważne pobicie dziecka).
Badania te potwierdziły także udowodnioną już wcześniej przez innych badaczy "zależność pomiędzy doświadczaniem a stosowaniem wszystkich uwzględnionych w badaniu kar fizycznych (...). Rodzice, którzy deklarowali, że bardzo często lub często doświadczali bicia w dzieciństwie, znacząco częściej stosowali klapsy, bili dziecko pasem lub po twarzy niż ci, którzy sami nie byli bici jako dzieci". Co ciekawe, w tym samym roku 48 proc. Polaków uznało, że nie ma usprawiedliwienia dla stosowania kar cielesnych.
Jak wyjaśnia Piekarska, wyniki te "sugerować mogą poważną rozbieżność pomiędzy postawami wobec przemocy a jej codzienną praktyką. Innymi słowy, znaczna część Polaków, choć przeciwna bądź 'neutralna' wobec stosowania fizycznych kar wobec dzieci, stosuje je, powtarzając model doświadczenia własnego dzieciństwa. Dla wielu badaczy zjawiska krzywdzenia dziecka opisany wyżej wzór powielania punitywnych metod wychowawczych jest typowym mechanizmem, w dużym stopniu odpowiedzialnym za istniejącą tendencję do powszechnego praktykowania przemocy, jak też czynnikiem utrudniającym skuteczne oddziaływania edukacyjne czy prewencyjne, mające na celu przerwanie tak zwanego 'błędnego koła' przemocy".
Prowadzone od wielu lat badania społecznego przyzwolenia na stosowanie kar cielesnych oraz praktyki bicia dzieci wykazują jednak, że zarówno akceptacja przemocy wobec dzieci, jak i jej stosowanie powoli maleją. Na przykład w ciągu dwóch dekad znacznie wzrosła liczba rodziców, którzy nigdy nie sprawili dziecku lania. Na zadawane przez CBOS pytanie: "Kiedy ostatnio pana(i) dziecko dostało porządne lanie, 'trzeba mu było wlać'?" w 1994 r. 46 proc. rodziców odpowiedziało, że nigdy się to nie zdarzyło, w 1998 r. - 43 proc., w 2001 r. - 51 proc., w 2002 r. - 55 proc., w 2005 r. - 62 proc., w 2009 r.- 69 proc., w 2012 r. - 74 proc.
(…)
Jednak od braku porządnego lania do braku przemocy daleka droga —rodzice, którzy nigdy nie sprawili dzieciom takiego lania, mogli stosować inne kary cielesne. Według wspomnianych badań Fundacji Dzieci Niczyje w 2001 r. tylko 19,6 proc. rodziców nigdy nie uderzyło swojego dziecka (ponad 30 proc. mniej niż tych, którzy w tamtym roku nigdy nie sprawili porządnego lania). Jak wynika z kolejnych badań FDN, siedem lat później odsetek ten wzrósł do 27 proc. (ponad 40 proc. mniej niż rodziców, którzy wówczas nigdy nie "wlali" dziecku). W 2008 r. 69 proc. rodziców stosowało klapsy, 19 proc. biło dzieci pasem, 7 proc. uderzyło dziecko w twarz, a 6 proc. pobiło swoje dziecko tak dotkliwie, że konsekwencją był uraz fizyczny.
W 2013 r. karcenie klapsem stosowało 65 proc. rodziców, bicie pasem - 11 proc., policzkowanie - 4 proc., a 5 proc. uderzyło dziecko tak, że na jego ciele powstały ślady (sińce, zadrapania). Natomiast według najnowszych badań, przeprowadzonych w 2017 r. na zlecenie Rzecznika Praw Dziecka, 55 proc. rodziców zdarzyło się stosować klapsy, 16 proc. - sprawić dziecku lanie, 16 proc. - uszczypnąć, ścisnąć ze złością rękę czy nogę, 14 proc. - szarpać, popychać, potrząsać, 10 proc. - bić pasem lub innym przedmiotem, 10 proc. - karmić na siłę, 9 proc. - pociągnąć za włosy lub uszy, 3 proc. - policzkować dziecko.
Rezultat tych badań — mających miejsce 7 lat po wprowadzeniu całkowitego zakazu stosowania kar cielesnych i 26 lat po ratyfikacji Konwencji o prawach dziecka — jest przerażający, ale widać spory spadek częstotliwości bicia dzieci.
(…)
Klaps — ostatni rozdział historii bicia dzieci
Nic dziwnego, że społeczne przyzwolenie na kary cielesne i skala ich stosowania są nadal tak duże, skoro nawet wykształcone, utytułowane osoby publicznie usprawiedliwiają bicie dzieci czy wręcz do tego namawiają. W 2016 r. profesor filozofii polityki Zbigniew Stawrowski opublikował w magazynie "Plus Minus" (weekendowym wydaniu dziennika "Rzeczpospolita") artykuł pt. "Klaps jako imperatyw kategoryczny". Jak wiemy, dorośli wykazują się ogromną pomysłowością w wymyślaniu usprawiedliwień dla stosowania przemocy wobec dzieci - odwołują się np. do religii (Bóg każe bić dzieci, tak jest napisane w Biblii) czy tradycji (dzieci od tysiącleci są bite i jakoś żyją). Stawrowski wyróżnił się znacznie większą kreatywnością, sięgnął bowiem do filozofii Immanuela Kanta.
Według profesora klaps "nie jest żadnym biciem, nie jest nawet czymś szkodliwym, lecz - przeciwnie - jest czynem o wysokiej wartości wychowawczej i dlatego zasługuje wręcz na pochwałę". Klaps to bowiem "symboliczny wyraz najgłębszej miłości i najlepiej pojętego odpowiedzialnego wychowania" i "forma socjalizacji dziecka", która nie jest 'niczym złym, przeciwnie, jest czymś bezwzględnie dobrym, jest moralnym obowiązkiem rodziców. A jako coś moralnie dobrego, a więc godnego pochwały, wymyka się wszelkim zewnętrznym krytykom".
Wymierzanie klapsów jest więc w opinii Stawrowskiego "nie tylko prawem, lecz wręcz moralnym obowiązkiem rodzica" - bezwzględnym obowiązkiem, kantowskim imperatywem kategorycznym. Dorabianie filozofii do przemocy wobec dzieci jest absurdalne samo w sobie, Stawrowski wzniósł się jednak na wyżyny absurdu, korzystając z dorobku akurat Kanta. Filozof ten zwracał bowiem uwagę, że bicie nie prowadzi do niczego dobrego, czyni dzieci zaciętymi i upartymi i "dobrego charakteru nie ukształci", a ponadto wypowiadał się krytycznie o tzw. biciu z miłością, pisząc w książce pt. "O pedagogice": "Bardzo jest rzecz np. dziwna, kiedy rodzice obiwszy rózgą dzieci, żądają, aby całowały ich ręce; przyzwyczaja to do nieszczerości i fałszu. Bo rózga nie jest tak pięknym darem, za który można by dziękować; i łatwo domyślić się, z jakim sercem naówczas dziecię rękę całuje".
(…)
Wywody prof. Stawrowskiego są więc niczym innym jak nieudolną próbą usprawiedliwienia bicia dzieci przy użyciu terminów zaczerpniętych z myśli filozofa, którego można uznać za przeciwnika przemocy. To zarazem śmieszne i przerażające. Niewątpliwie zabawne są porównania i przykłady zastosowania klapsa. Według profesora klaps powinien zostać wymierzony trzylatkowi, który w piaskownicy bije łopatką rówieśnika (szkoda, że autor nie dodał, że należy przy tym wyjaśnić, że nie wolno bić dzieci - byłoby jeszcze śmieszniej, choć i tak uczenie biciem, żeby nie bić, jest wystarczająco absurdalne). Najzabawniejsze jest jednak zastosowane przez Stawrowskiego porównanie klapsa dawanego dzieciom do policzka wymierzanego dorosłym.
Powyższy fragment pochodzi z książki Anny Golus "Dzieciństwo w cieniu rózgi. Historia i oblicza przemocy wobec dzieci", która ukaże się nakładem wyd. Edition 17 lipca.