Nominowany do nagrody Eisnera Wędrowiec z tundry to pozycja zaskakująca i oczarowująca. Wypuszczona trochę po cichu, bez szumnych zapowiedzi i jakiejkolwiek widocznej kampanii reklamowej okazała się jednym z najlepszych komiksów wydanych w ubiegłym roku w Polsce. Wydawnictwo Hanami pokazało nim, że przeważająca w Polsce opinia o japońskim komiksie jest krzywdząca, ponieważ i on wydaje co jakiś czas prawdziwe perełki. Tym razem autorem tej perełki jest Jirō Taniguchi – nad Wisłą znany dzięki wydanemu niedawno, również przez Hanami Ikarowi narysowanemu przez samego Moebiusa. Wędrowiec to zbiór sześciu komiksowych nowelek. Tytuł jest trochę mylący, nie wszystkie nowelki rozgrywają się na lodowej półpustyni. Wszystkie mają ze sobą jednak coś wspólnego – prawdziwą, głęboką refleksję na temat miejsca człowieka w świecie.
Zebrane w Wędrowcu historie są niemalże kontemplacyjne. Opowiedziane w spokojny, pozbawiony fajerwerków sposób, narysowane przejrzystą, bardzo tradycyjną kreską, dotykają tego, czego wielu innym autorom nigdy nie przyjdzie dotknąć – prawdy. Taniguchi nie sili się na efekciarstwo, jego narracja jest oszczędna, niemal przezroczysta. Oddaje głos samej historii, która doskonale radzi sobie bez natrętnego opowiadacza. I dzięki temu dostajemy naprawdę doskonałe opowieści. Większość z nich dotyka problemu konfrontacji z siłami przyrody. Oparte na twórczości Jacka Londona historie Wędrowiec z tundry i Biały zew pokazują jak bezbronny potrafi być człowiek wobec potęgi Alaski. Taniguchi nie przedstawia jednak lodowego pustkowia jako przerażającego i zabójczego dla człowieka. Siły natury postawione zostają na równi z człowiekiem. Wydaje się, że autor zadaje pytanie czy w ogóle jesteśmy wyjątkowi w wielkim królestwie przyrody. Bo przecież życie wilka, umierającego z głodu i zimna może być równie cenne, co życie
przedzierającego się przez tundrę człowieka. Prawa natury pozwalają przeżyć najsilniejszym, a na terytorium wilków to człowiek jest tym słabszym. By przetrwać musi się zdać na łaskę zwierząt. Ale Taniguchi nie opowiada tylko o konfrontacji z naturą. Po trzech świetnych, osadzonych w podobnych klimatach nowelkach o tundrze, porzuca lodowe pustkowia, by skupić się na człowieku, pokazać niesamowitość świata, który dla siebie zbudowaliśmy, wydobyć magię z codzienności. Opowieść o dziecięcej miłości, która okaże się prawdziwym, dojrzałym uczuciem, czy tajemniczym domu zamieszkanym przez normalnych w swej niezwykłości ludzi, zmuszają do refleksji nad rzeczywistością. Zadają pytanie o magię ukrytą w rytuałach i słowach. Wszystkie te opowieści przyćmiewa jednak ostatnia historia – Powrót do morza. Narysowana z niezwykłym pietyzmem i rozmachem opowiada o umierającym wielorybie, który przed śmiercią chce podzielić się z człowiekiem swoim doświadczeniem. Ale czy takie doświadczenie będzie dla człowieka
zrozumiałe? Czy potrafimy porozumieć się ze stworzeniami myślącymi i odczuwającymi zupełnie inaczej niż my?
Na te pytania odpowiedzieć musimy sami. Autor wystrzega się prostych, dydaktycznych finałów. Zawiesza swoje opowieści w miejscach, w których kto inny udzieliłby obszernego, niepotrzebnego wyjaśnienia. Japończyk, nie robiąc tego, sprawia, że jego dzieła jeszcze na długo zapadają w pamięć. Wędrowiec z tundry to jeden z najlepszych komiksów jakie czytałem od bardzo dawna. Tym, którzy w to nie wierzyli udowadnia, że komiks może udźwignąć każdy temat. Dla tych, którzy już o tym wiedzieli, będzie po prostu kolejnym arcydziełem tego medium. Lekturą obowiązkową dla każdego, kogo kiedykolwiek interesowały historyjki obrazkowe.