Naprawdę szkoda, że na trzecią cześć „Rycerzy Sycylii” polscy czytelnicy musieli czekać prawie dwa lata, ponieważ dla uważnego śledzenia fabuły Okrętu przeklętych bardzo przydatna jest znajomość zdarzeń przedstawionych w * Dzikich wojownikach. Ponownie spotykamy się bowiem nie tylko z parą głównych bohaterów cyklu, ale również ze znanymi z poprzedniego tomu: Magnusem Czarnym i jego wojownikami, piękną Eleonorą z Fierville, mnichem Dreu czy chłopcami okrętowymi Bertilem i Kowadełkiem. *Ich dotychczasowe wspólne dramatyczne przeżycia mają wszak znaczący wpływ na sposób postępowania w obliczu kolejnych niebezpieczeństw, a tych - jak łatwo przewidzieć - nie zabraknie.
Podróż Hugona z Tarsu i Tankreda z Anaor wkracza w kolejną fazę, kiedy dwa statki zmierzające w kierunku Sycylii wpływają na wody Morza Śródziemnego. Ich śladem podążają piraci pod wodzą Diabła z Seudre, którzy pałają żądzą zemsty za porażkę poniesioną w poprzednim starciu. Na domiar złego podróżników czekają jeszcze mrożące krew w żyłach chwile w czasie potężnego sztormu oraz w trakcie walki z ogromną saraceńską galerą. Trzeba też przyznać, że Viviane Moore potrafiła w bardzo plastyczny sposób ukazać przebieg takiej średniowiecznej morskiej potyczki. Właśnie dzięki temu pochłaniamy te fragmenty z prawdziwym zainteresowaniem, chociaż tak naprawdę mają one na celu tylko uzasadnienie przybycia bohaterów na wyspę Cabo Ros, na której znajdował się niewielki klasztor cystersów. Dopiero tam bowiem Hugo z Tarsu będzie musiał rozwikłać następną mroczną zagadkę, gdyż zachowanie mnichów trudno byłoby uznać za normalne. W dodatku od wyniku tego dochodzenia będzie wręcz zależeć życie jego towarzyszy...
Z przykrością muszę jednak stwierdzić, że tym razem intryga kryminalna zwyczajnie nie rzuca na kolana, a momentami można mieć nawet zastrzeżenia co do prawdopodobieństwa przedstawionego w powieści przebiegu zdarzeń. Jak zwykle możemy natomiast podziwiać dbałość, z jaką zostały przedstawione realia życia w dwunastym wieku, co niewątpliwie czyni łatwiejszym przymknięcie oka na powyższe mankamenty.
Viviane Moore wystawiła na ciężką próbę także tych czytelników, których zaintrygowała postać Tankreda, ponieważ z Okrętu przeklętych nie dowiadujemy się niczego nowego ani o jego przeszłości, ani o historycznym przeznaczeniu. Natomiast miłym zaskoczeniem jest znakomicie poprowadzony wątek miłosny, gdyż autorce udało się uniknąć nadmiernie ckliwych scen, a zarazem naprawdę przekonująco ukazała uczucia pary zakochanych.Zdecydowanie najjaśniejszym punktem powieści jest całkiem zaskakujące zakończenie, które w dodatku daje nadzieję, że kolejny tom "Rycerzy Sycylii” dostarczy nam znacznie więcej emocji niż Okręt przeklętych. Wielbicieli przygód Hugona z Tarsu i Tankreda z Anaor mogę zaś uspokoić, że mimo pewnych niedoskonałości fabularnych trzecia część cyklu nie odbiega specjalnie poziomem od poprzednich, więc powinni ją przeczytać nie tylko szybko, ale i z przyjemnością.