Hipster i prekariusz to jednak określenia, które rozumieją przede wszystkim młodzi ludzie obracający się w określonych kręgach. A co z tymi, którzy są spoza tej grupy? Co jest w Twojej książce uniwersalnego?
Myślę, że sam prekariat jest uniwersalny. Przecież to nie tylko o młodych ludziach. Prekariat nie pyta o wiek. Niektórzy może i nie używają tego pojęcia, ale niezaspokojenie podstawowych potrzeb dotyka wszystkich, niezależnie od metryczki. Można mieć pięćdziesiąt lat i pracować na śmieciówce, albo nagle stracić pracę. Można mieć też - jak niektórzy z moich czytelników - osiemnaście, dziewiętnaście lat i kończyć liceum w stresie, że po studiach nie znajdzie się żadnego zatrudnienia.
Uniwersalne w książce jest też spojrzenie na śmierć i przemoc. Zwróciłem uwagę na to, co fascynuje nas od zawsze. Kiedy zdarza się wypadek, to wokół miejsca zdarzenia szybko gromadzą się gapie. Ludzie mają potrzebę dotknięcia śmierci, zobaczenia przemocy. Chcą też być w tym indywidualni i oryginalni, widzieć coś jako pierwsi. Kojarzy mi się to z tragedią grecką, w której chór tylko patrzy, komentuje i nic nie robi. Tak zadziałała społeczność, kiedy w mojej powieści zmarła matka Witolda - jakby tylko czekali, aż ktoś skona. Poplotkowali i mogli iść dalej. I w dodatku byli zadowoleni, że to nie stało się im.