Od czasu obejrzenia „Stay Alive”, w którym grupa zapalonych graczy zdobywa beta testy tajemniczej gry i przypadkiem uruchamia okultystyczny rytuał, przenoszący grę w ich życie, nie było mi dane mieć do czynienia z czymś, co w podobny sposób wykorzystuje ten jakże wdzięczny pomysł „życia w grze”. Nie to, żeby „Stay Alive” prezentowało poziom równy arcydziełu, ot raczej prościutka rozrywka pełna nieścisłości, bez większych emocji. Za to wątek „życia w grze” jest na tyle fascynujący, że gdy do moich rąk trafiło Hyperversum – pokaźna (ponadsiedmiusetstronicowa!) książka autorstwa Cecilii Randall, nie czekałam długo z rozpoczęciem lektury.
Początkowo nic nie zapowiada problemów. Mamy idealną rodzinę: kochających rodziców i dwóch synów – Daniela i młodszego Martina oraz najstarszego Iana, przyrodniego brata chłopców, osieroconego w dzieciństwie przez zaprzyjaźnione małżeństwo. Ian, duma rodziny, jest doktorantem na wydziale historii zajmującym się średniowiecznymi manuskryptami dotyczącymi pewnego francuskiego rodu, którego przedstawiciele brali udział w bitwie pod Bouvines. Daniel, student fizyki, to z kolei zapalony gracz w „Hyperversum” – grę, która oferuje graczowi poczucie absolutnego stopienia się ze światem w niej przedstawionym. Dzięki zaawansowanej technice można nie tylko doskonalić się w hiperrealistycznym odgrywaniu przydzielonej roli, ale także doskonalić swoją wiedzę ogólną, jako że „Hyperversum” oferuje swoim graczom możliwość grania w realiach historycznych. Czekający z utęsknieniem na powrót przyrodniego brata z bibliotecznej kwerendy w dalekiej Francji Daniel szykuje się na naprawdę doskonałą rozrywkę. Zgodnie z umową, Ian
miał przygotować tło historyczne nowej rozgrywki, w której mieli wziąć udział chłopcy, ich przyjaciele i dziewczyna Daniela. Nietrudno się domyślić, że młody mediewista przygotuje coś z zakresu własnych zainteresowań, toteż cała piątka przyjaciół zasiadła do gry osadzonej w realiach średniowiecznej Francji. Doskonała zabawa kończy się, gdy podczas trwania gry na morzu, którym podróżują gracze, rozpętuje się sztorm. Po heroicznej walce w hiperrealistycznym otoczeniu okazuje się, że coś się nie zgadza. Nikt nie może anulować połączenia z grą, co więcej – nie reaguje ona na hasło żadnego z użytkowników, ba! to co się dzieje, po prostu przestało być grą. Bohaterowie przeżywają szok i wkrótce czeka ich znacznie więcej, niż tylko to, co zostało zaplanowane podczas realizowania rozgrywki…
O ile początek książki jest przewidywalny, o tyle kolejne wydarzenia sprawiają, że od Hyperversum nie można się oderwać. Powodem, dla którego książka tak niesamowicie wciąga są nie tylko perypetie bohaterów – te są bowiem skonstruowane według bardzo znanego, klasycznego wręcz klucza „od zera do bohatera”. Jednak jak głosi jedna z niepisanych zasad dobrej książki – „dobrze napisana konwencja bywa lepsza od niejednej awangardy”. I tak też jest w wypadku książki Randall. Dzięki temu, że autorka świetnie prowadzi narrację ani przez chwilę nie ma poczucia, że znany wątek rozwoju bohatera męczy albo nudzi. Randall świetnie portretuje bohaterów, stąd w książce galeria mocno zarysowanych, żywych i niezwykle barwnych postaci i choć znów – są to pewne określone typy, żaden z nich nie jest papierowy czy sztuczny poprzez osadzenie w realiach historycznych. Warstwa fabularna obfituje w to, co znane i lubiane: poznawanie nowego świata, nauka nowych umiejętności, przygody, potyczki, bitwy, historie miłosne. Nie
zabraknie tu dzielnych rycerzy, pięknych panien, oddanych przyjaciół i przede wszystkim – coraz większego zaangażowania w przygodę, która stała się udziałem bohaterów. Solidne przygotowanie historyczne, dobry warsztat pisarski, umiejętność tworzenia ciekawych, przykuwających uwagę postaci i historii, które wciągają na długie godziny lektury sprawia, że Hyperversum to książka, którą zdecydowanie warto polecić. Szczególnie, że zakończenie wcale nie jest takie oczywiste, jak mogłoby się wydawać…