Ostatnimi czasy pojawiła się pewna, ledwo zauważalna na razie, tendencja, jeżeli chodzi o młodych autorów powieści grozy. Autorzy tacy jak Małecki bądź Paliński na kolejnych stronach wylewają wręcz wiadra niechęci wobec otaczającej ich rzeczywistości. Szare ulice, na nich szarzy ludzie, pędzący swój mizerny żywocik, od czasu do czasu zdobywający się na jakieś świństwo uczynione innemu człowiekowi. Tak wygląda tło także w najnowszej książce Palińskiego. Także tutaj, zupełnie, jak w Błędach Małeckiego najgorsza jest codzienność, a elementy grozy tylko to podkreślają.
Świat przedstawiony w 4 porach mroku, to miejsce, gdzie w każdej chwili może przydarzyć się coś okropnego, przy czym utrata pracy wyda się nic nie znaczącym drobiazgiem. Kierowca taksówki wożący wilkołaka, prostytutka zaczepiająca nieodpowiedniego klienta, modelka trafiająca na nieobliczalnego artystę. Wszyscy ci ludzie zaczynający swój kolejny dzień, nie spodziewali się, jak fatalnie potoczą się wydarzenia. Dziesięć opowiadań, utrzymanych w klimacie grozy, to zbiorek bardzo przygnębiający. Bohaterowie Palińskiego zderzeni z trudami rzeczywistości, odkrywają swoje nowe, zazwyczaj nieprzyjemne oblicze. Wyrzucony z pracy mężczyzna fantazjuje na temat morderstwa; zmęczony okrucieństwem innych szary obywatel zaczyna wcielać się w postać krwawego mściciela przedmieść; inni balansują niebezpiecznie na granicy obłędu, czasami pozwalając mu się ogarnąć. Konfrontacja ze złem, jakie drzemie w każdym człowieku, zazwyczaj kończy się katastrofą. Paliński często na swoich bohaterów wybiera ludzi, których nazwać
możemy wyrzutkami społeczeństwa: bezdomnych, pijących bezrobotnych. To klasyczna figura Innego, odseparowanego od „naszego” zwyczajnego życia, kogoś kogo się boimy. Inny ma wiele twarzy, autor czasami sięga po bardziej tradycyjne schematy z horrorów: wprowadza na scenę wampira, wilkołaka, szalonego artystę. Każda z tych postaci wzbudza grozę i wstręt, choć na różny sposób.
Poszczególne opowiadania różnią się między sobą, szczególnie jeśli chodzi o sposób narracji, ale we wszystkich dominuje bardzo plastyczny język, choć miejscami silenie się autora na wyszukane metafory nieco irytuje. Są momenty, gdy rozbuchane przenośnie, spiętrzone karkołomnie odrzucają i nadają całości zdecydowanie komiczny wyraz. Mówienie o wektorach prędkości, zderzających się ze sobą w chwili, gdy masz sparaliżowane nogi… Nie bardzo to wypada przekonywująco. Przydałoby się tutaj nieco językowej powściągliwości. Trochę niepokoi także nadmierne okrucieństwo pewnych scen, ocierające się momentami o bezsensowną przemoc, niczym nieumotywowaną. Cóż, jak widać, oszczędność środków wyrazu nie jest najsilniejszą stroną autora. Dobrze za to wypada osadzenie wszystkich wydarzeń w amerykańskich realiach. Niewielu jest polskich autorów, którym udaje się taki zabieg, bez popadania w śmieszność. Z polskich twórców horrorów, udało się to chyba ostatnio tylko Zalewskiemu. Już Orbitowski zauważył, że Paliński jest
„Kingowski do obłędu”, ale trudno uznać to za zarzut. Mnie, jako miłośniczce Kinga pozostaje tylko postawić 4 pory mroku na półce i czekać na kolejną książkę Palińskiego.